Wojna to tragedia, zawsze jest przyczyną nowej nienawiści, szerzy strach i śmierć. Kiedyś pojawiła się teoria, że nowa technologia wojskowa doprowadzi do tego, że wojny będą trwać krócej, będą szybsze. Jednak to, co się dzieje na Bliskim Wschodzie w kontekście konfliktu z Państwem Islamskim, przypomina manewry różnych mocarstw, testy nowej broni kosztem setek tysięcy cywili z Syrii, Iraku i innych miejsc, którzy uciekają stamtąd, czując, że świat już ich nie chce, czując wyobcowanie i jakąś obojętność na ich los. Nawet Rosja pod autorytarnymi rządami nie może sobie pozwolić na wysłanie żołnierzy na front. Władimir Putin ma ograniczoną możliwość używania armii przeciwko armii. Może nie ma w Rosji tak transparentnych wyborów jak np. w Stanach Zjednoczonych, ale jednak wybory są, istnieje opinia publiczna. W Stanach Zjednoczonych posyłanie żołnierzy na odległe wojny jest już zupełnie niemożliwe, podobnie zresztą jak, od dawna, w Europie. Społeczeństwa demokratyczne, a nawet niedemokratyczne, w których istnieje jakakolwiek opinia publiczna, nie mogą sobie pozwolić na wysyłanie swoich córek i synów na zagraniczne wojny, a potem czekać na lotniskach na ich trumny. Jest to już niemożliwe po wielu tragicznych doświadczeniach – w Korei, Wietnamie, Afganistanie i Iraku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze