„Mądry Polak po szkodzie” – mówi stare powiedzenie. Okazuje się jednak, że nie dotyczy ono rodzimych polityków. Ci po szkodzie zachowują się jeszcze mniej mądrze, co ostatecznie kończy ich polityczne kariery. Ostatnio dotknęło to Jacka Protasiewicza, europosła PO, szefa dolnośląskich struktur partii, wymienianego jako możliwy następca premiera Donalda Tuska. Kiedy niemiecki „Bild” napisał o zatrzymaniu polskiego europosła po tym, jak awanturował się po pijanemu na lotnisku, sytuacja pod względem wizerunkowym była jeszcze do opanowania. Tyle tylko, że Protasiewicz, nie konsultując się z nikim z partii ani nie informując o swoich planach premiera, pod wpływem emocji postanowił zwołać konferencję prasową. Wyszedł z tego kabaret.
– Miał kłopot z językiem, z opisem tego, co chciał przekazać. Nie zastanowił się nad kontekstem, w jakim używa poszczególnych słów, nie panował nad gestami, mową ciała. Z wizerunkowego punktu widzenia była to katastrofa. Do tego sprawiał wrażenie człowieka, który wie, że stoi nad przepaścią, ale nie może się z tym pogodzić. Oskarżał wszystkich dookoła, zamiast przeprosić i wyrazić skruchę – wylicza w rozmowie z „Do Rzeczy” dr Tomasz Gackowski, medioznawca, specjalista ds. marketingu politycznego. (...)