Po 10 kwietnia Adam Michnik, Tomasz Lis, Jacek Żakowski i inni wyrzekli się swoich zawodowych obowiązków. Zamiast dociekać prawdy o przyczynach i skutkach katastrofy, stali się propagandzistami władzy, którą ta tragedia skompromitowała. Oni przestali udawać, że ich zawód polega na kontrolowaniu władzy i zadawaniu jej trudnych pytań. Stanęli z tą władzą w jednym szeregu i zupełnie otwarcie stali się jej propagandzistami. Nawet nie próbowali rozliczać rządu z zaniedbań, które pośrednio lub bezpośrednio doprowadziły do tragedii – piszą w „Do Rzeczy” Cezary Gmyz i Mariusz Staniszewski. Podkreślają, że im bardziej kompromitowała się oficjalna, czyli zawarta w raportach MAK i komisji Jerzego Millera, wersja wydarzeń, tym ataki na osoby dążące do prawdy były coraz bardziej zaciekłe. Adam Michnik, Jacek Żakowski, Tomasz Lis czy Janina Paradowska połączyli w jedno polityków PiS i dziennikarzy, którzy nie zawsze sympatyzując z Jarosławem Kaczyńskim, dostrzegają kompromitację i degenerację organów państwa przed katastrofą oraz po niej. Nie pytali o polską rację stanu i przyczyny obniżenia znaczenia Polski w naszym regionie. Nie chcieli wyjaśnienia ani przyczyn, ani skutków katastrofy. Postanowili atakować tych, którzy do prawdy o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r., próbowali dążyć. Ich rolą stało się utrwalanie kłamstw suflowanych im przez rosyjskich manipulatorów – piszą publicyści „Do Rzeczy”. O rodzicach smoleńskiego kłamstwa – na łamach tygodnika.
Na łamach „Do Rzeczy” także Piotr Semka, który komentuje publikacje „Gazety Wyborczej” na temat tzw. posmoleńskich dzieci. Bóg wybacza, ale „Wyborcza” nigdy. Dlatego nie zdziwiło mnie, że dziennik z Czerskiej przygotował rozpisaną na trzy dni odpowiedź na „Resortowe dzieci” – pisze Semka. I dodaje, że jeśli ktoś serio brał słowa Adama Michnika, deklarującego w ostatnich wywiadach chrześcijańskie miłosierdzie i sprzeciw wobec logiki politycznej zemsty, to czas, by wreszcie pozbył się złudzeń. Zwraca przy tym uwagą na to, kto się pod ową publikacją podpisał. Teoretycznie o „niepokornych” powinni pisać ci, którzy z nimi stykają się najczęściej. Choćby Dominika Wielowieyska, zapraszająca prawicowych publicystów do TOK FM czy uczestniczący w tych słownych potyczkach Paweł Wroński i Agata Nowakowska – zauważa. Tymczasem wykonania takiej publicystycznej mokrej roboty powierzono duetowi z Torunia – Piotrowi Głuchowskiemu i Jackowi Hołubowi. Dziennikarzom, którzy – jak twierdzi Semka - Ziemkiewicza, Lisickiego czy Zarembę znają jedynie ze słyszenia. Autorzy wiedzą, że gdzieś dzwoni, ale mylą im się kościoły. Tak jest choćby z dramatyczną opowieścią, że po akcesie Piotra Zaremby do pisma braci Karnowskich miałem rzekomo ogłosić Piotra zdrajcą. Każdy, kto choć trochę zna nasze środowisko, wie, że to kompletny absurd - pisze w „Do Rzeczy” Semka. „Zemsta z ulicy Czerskiej” – w nowym „Do Rzeczy”.
W „Do Rzeczy” także o tym, że prezydent Bronisław Komorowski nazwał idiotą każdego, kto jest zaskoczony wejściem rosyjskich żołnierzy na Krym. Problem w tym, że najbardziej zaskoczony był szef MON, Tomasz Siemoniak. 28 lutego podczas rozmowy w TVP Info wykluczył możliwość zbrojnej interwencji Rosji na Krymie. W wywiadzie stwierdził wręcz, że prawdopodobieństwo takiej inwazji jest „bliskie zera”. Trzeba przyznać, że minister jest konsekwentny w swojej naiwnej propagandzie, ponieważ jeszcze do niedawna również mówił, że stawia na nowoczesne i sprawne siły zbrojne, które będą zawsze w stanie ochronić suwerenność naszego kraju – zauważa w „do Rzeczy” Artur Bilski. I dodaje, że minister jednak mijał się z prawdą, o czym świadczą zabiegi premiera i szefa MSZ o amerykańskich żołnierzy. W obecnej sytuacji pozostaje nam zatem pospolite ruszenie, ponieważ przez ostatnie lata zredukowano wojska lądowe z 15 dywizji do trzech. Po odsianiu PR-owskich plew prawda jest taka, że w wyniku zaniedbań prawie siedmioletnich rządów PO w MON mamy ciągle przestarzałe uzbrojenie i dysfunkcjonalną strukturę dowodzenia , która – co gorsza – nie dowodzi niczym, co miałoby wartość bojową i mogłoby przeciwstawić się Rosjanom – zauważa autor „Do Rzeczy”. Całą prawda o polskiej armii – w tygodniku.
Na łamach „Do Rzeczy” również rozmowa z Jarosławem Sellinem, posłem PiS, kandydatem do Parlamentu Europejskiego. Nic nie wiem o takim konflikcie – mówi Sellin pytany o rzekomy spór Prawa i Sprawiedliwości z ojcem Tadeuszem Rydzkiem na temat list do Parlamentu Europejskiego. I podkreśla, że partia polityczna jest od tego, by walczyć o władzę i zwycięstwa wyborcze, a media od tego, by opisywać, recenzować rzeczywistość, a nie od tego, żeby wystawiać swoich delegatów do politycznej rywalizacji. Czy PiS jest pewne wygranej? Nie ma w PiS poczucia, że mamy wygraną w kieszeni, że możemy spocząć na laurach i dzielić skórę na niedźwiedziu. Mam bardzo dużo spotkań w terenie, uczestniczę w tych z Jarosławem Kaczyńskim czy innymi liderami partii i zawsze jak mantrę powtarzamy tezę, że musimy ciężko pracować, bo nic nie jest zagwarantowane. Rozmowa z Jarosławm Sellinem – w nowym „Do Rzeczy”.
Na łamach tygodnika także Rafał A. Ziemkiewicz o małym narodzie, który aż trzy razy pokonał i upokorzył wielką Rosję . Jak często słyszymy o polskiej rusofobii? Ze Wschodu praktycznie stale, z Zachodu wtedy, gdy sądzi on, że jego stosunki z Rosją idą ku dobremu i będzie z nią robić intratne interesy. W takich chwilach odwieczny konflikt Polski z Rosją nie jest naszym zachodnim partnerom na rękę. Co innego, gdy interesy z Kremlem oddalają się i Zachód po raz kolejny budzi się ze snu o dobrej, cywilizowanej Moskwie, z którą można uprawiać racjonalną politykę i robić biznes – zauważa Ziemkiewicz. I dodaje, że ciekawe byłoby prześledzenie, jak przebiegały te falowania życzliwości dla polskich starań o nieuleganie hegemonii wschodniego giganta i niechęci do nich na przestrzeni ostatnich wieków. On sam w „Do Rzeczy” postanowił się skupić na II wojnie światowej. I na tym, że z uwagi na wielkość Polski i jej położenie karta „polskiej rusofobii” jest dla Moskwy szczególnie ważna. Dlatego też żadne próby sprostania niedwuznacznym żądaniom Europy i USA, byśmy poprawili stosunki z Moskwą, nie mogły przynieść w ostatnim dwudziestoleciu rezultatów. „Polska – rosyjski kompleks” – na łamach „Do Rzeczy”.
Najnowsze wydanie tygodnika „Do Rzeczy” można kupić z niezwykłym prezentem – psałterzem opatrzonym komentarzami Jana Pawła II. Wydanie z książką kosztuje 14,90.
Nowy numer „Do Rzeczy” w sprzedaży od poniedziałku, 7 kwietnia 2014. E-wydanie jest dostępne już od niedzieli wieczorem u dystrybutorów prasy elektronicznej.