Zdążyły się już nim zachwycić nasze gazety codzienne, zdążyły zachwycić tygodniki. Obraz uhonorowano na festiwalach, a na internetowych forach słusznie zyskał otoczkę dzieła kultowego. Kręcona przez 12 lat fabuła o dziejach amerykańskiej rodziny z Teksasu, oparta na niezwykłym koncepcie, by co roku – z tymi samymi dojrzewającymi i starzejącymi się aktorami – realizować parę dni zdjęciowych, okazała się rzeczywiście magicznym sposobem na połączenie fikcji z subtelnym dokumentowaniem fenomenu upływającego czasu. I te dwa wymiary: zmyślona opowieść o wzrastaniu chłopca w rozbitej rodzinie i obserwowanie, jak lata odciskają swe piętno na twarzach i ciałach aktorów, fenomenalnie przenikają się, czyniąc „Boyhood” przejmującym esejem o dojrzewaniu i przemijaniu. (...)
Dojrzewanie do niedojrzałości
Dodano: / Zmieniono:
„Boyhood” Richarda Linklatera to ewidentnie film na sześć gwiazdek. Dlaczego więc wychodzę z seansu poirytowany i z niedosytem?