Zygmunt Miłoszewski, po kiksie, jakim była powieść „Bezcenny” – świetnie się może sprzedająca, ale odbiegająca poziomem literackim od cyklu o prokuratorze Teodorze Szackim – szczęśliwie powraca do swego bohatera i w powieści „Gniew” rzuca go do Olsztyna, by tam rozwinął swe śledcze umiejętności, przy okazji odsłaniając dużo swej prywatności. (...)
W kalendarium towarzyszącym jego przygodom znajdujemy krytyczną wzmiankę o nieprzyjmowaniu przez Polskę Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Zgoda, Szacki operuje dramatycznymi statystykami, przykładami pokazującymi rzeczywiście wstrząsający aspekt zagadnienia – „panda” jako policyjne określenie pobitej żony ze względu na podbite oczy i smutny wzrok, zwierzenia eleganckich kobiet przez wiele lat katowanych tak, by nie pozostawały ślady – ale przecież Miłoszewski zapowiadał się kiedyś na inteligentniejszego rozmówcę. Bo choć to wszystko oczywiście materiał wart refleksji, to jednak szkoda, że broszurowe historyjki zabijają w nim wrodzony sceptycyzm i zdrowy rozsądek. Ja wiem, tak się pisze teraz europejskie kryminały: trzeba tropić nazistów, antysemitów i homofobów. Trzeba piętnować ciemne społeczeństwo uparcie broniące się przed modernizacją. (...)