Pani profesor, cztery kobiety dziennie w Polsce umierają na raka szyjki macicy. Czy można temu zapobiec?
Tak, można to zmienić dzięki szczepieniom przeciwko HPV. Wirus brodawczaka ludzkiego, czyli HPV, prowadzi do 2,5 tys. zachorowań na nowotwór szyjki macicy w Polsce, z czego 1,6 tys. osób umiera. Nie byłoby tych śmierci, gdybyśmy byli uodpornieni na zakażenie HPV. Ale nowotworów, które są zależne od zakażenia tym wirusem, jest więcej, dotyczą pochwy, sromu, odbytu, szyi i głowy.
Głowy, szyi?
To tylko taka grupa nowotworów, bo naprawdę chodzi o raki ustnej części gardła.
Ale wszystko jedno, odległość jest duża anatomicznie.
Dla wirusów to bez znaczenia. Tak czy inaczej, chodzi o wytworzenie odporności własnej, by nie zachorować, oraz zbiorowiskowej, aby przerwać transmisję wirusa, i w tym kierunku zmierzamy. Dokument o nazwie Narodowa Strategia Onkologiczna, przygotowany w 2020 r. i zaakceptowany przez rząd, zakłada znaczne zmniejszenie do 2028 r. poziomu zachorowań zależnych od wirusa HPV, a więc zaszczepienie w tym celu przeciw HPV 60 proc. dziewcząt i chłopców w wieku dojrzewania. Ale są też badania, które pokazują, że jeśli zaszczepimy 80 proc. populacji dziewcząt i chłopców, to dopiero wtedy można mówić o zwycięstwie nad wirusem.
Jakieś przykłady ze świata?
Taki odsetek młodych ludzi zaszczepiły m.in. Australia czy Szwecja, gdzie dzięki temu już o 90 proc. zmniejszyły się zachorowania na raka szyjki macicy, a także zmiany przednowotworowe, którymi są kłykciny kończyste, występujące i u dziewcząt, i u chłopców.
Trzeba więc szczepić obydwie płcie.
Gdyby przyjąć program, w którym zaszczepilibyśmy 80 proc. dziewcząt, to można by ograniczyć się tylko do szczepień u dziewcząt. Natomiast jeśli szczepieniami objęlibyśmy mniejszy odsetek dziewczynek, to koniecznie trzeba szczepić także chłopców – by zmniejszać tym samym transmisję wirusa i osiągnąć odporność zbiorowiskową. I taką strategię wybrało wiele krajów na świecie. Ale u nas, nawet przy bardzo dobrej edukacji, nie dałoby się zaszczepić 80 proc dziewczynek, stąd postawiono sobie za cel zaszczepienie 60 proc. dziewcząt i chłopców, co znalazło odzwierciedlenie w Narodowej Strategii Onkologicznej.
Nadal toczą się dyskusje nad modelami przeprowadzania szczepień, czy ma obowiązywać tzw. refundacja apteczna, czy może powinno się szczepić za darmo u lekarza pierwszego kontaktu.
Przyznam, że nie rozumiem tej dyskusji. Przecież sprawa jest oczywista, wystarczy popatrzeć na dane europejskie. Kraje, które wybrały model szczepień refundowanych i całkowicie bezpłatnych oraz dostępnych w gabinecie lekarza, uzyskały najwyższą wyszczepialność populacji, nawet w granicach 93 proc. Po co więc wywarzać otwarte drzwi?
No właśnie!
Wystarczy przyjrzeć się takim krajom jak Islandia – z wyszczepialnością na poziomie 93 proc. – czy Wielka Brytania, gdzie odsetek zaszczepień wynosi 86 proc. A potem przenieść te doświadczenia na nasz teren. Powinniśmy, tak jak oni, podawać szczepionkę w poradni lub szkole. Eksperci, którzy opracowali program szczepień ochronnych, zalecają, by szczepienia przeciwko HPV przeprowadzać w wieku 12 lat. Dlaczego? Bo trzeba to zrobić jeszcze przed inicjacją seksualną, która ma miejsce u nas w wieku 17–18 lat. W ten sposób dziś zaszczepione dzieci, które za kilka lat wejdą w ten wiek, byłyby już chronione przed HPV. Realizacja Narodowej Strategii Onkologicznej już uległa opóźnieniu, ze względu na COVID -19. Ale trzeba się zebrać i zacząć działać, każdy dzień jest na wagę złota.
A jak to jest w modelu refundacji aptecznej? Jakie można uzyskać efekty?
Różne kraje ze względu na inne systemy opieki zdrowotnej, stosując model refundacji aptecznej, mają zróżnicowane poziomy zaszczepienia. Wynoszą one od 3 proc. do 50 proc. W Polsce refundacja szczepionki przeciwko HPV jest na poziomie tylko 50 proc., a kosztuje przecież sporo – kilkaset złotych, więc nie można liczyć w tym przypadku na sukces, rodzice nie będą masowo jej kupować. Ale nawet w takich krajach, gdzie refundacja jest na wyższym poziomie, np. we Francji, gdzie wynosi 65 proc., i tak obserwujemy niski, bo tylko dwudziestoparoprocentowy poziom zaszczepienia. Najlepsze rezultaty otrzymuje się wszędzie tam, gdzie szczepienia są realizowane w poradni i szkole, w tych krajach można liczyć na zaszczepienie się 70–90 proc. dzieci.
Dużą rolę w tym wszystkim odgrywa edukacja.
Tak, znaczenie edukacji jest nieocenione i szczepienia przeciwko brodawczakowi wirusa ludzkiego powinny być tym poprzedzone. Tego pozytywnym przykładem są bezpłatne programy profilaktyczne prowadzone przez jednostki samorządu terytorialnego. We Wrocławiu objęto nim 13-letnie dziewczynki, w rezultacie czego poziom wyszczepialności wyniósł tam od 61 do 84 proc.
Do niedawna szczepienia miały przeciwników.
Tak, to prawda, dopóki nie ukazały się badania pokazujące zmniejszenie występowania nowotworów zależnych od wirusa HPV, które były właśnie efektem szczepień prowadzonych od ponad 10 lat. Miało to miejsce w takich krajach jak Australia, która wprowadziła szczepienia przeciwko HPV o charakterze powszechnym już od samego początku zarejestrowania szczepionki. Od tamtej pory o 90 proc. zmniejszyły się zachorowania nie tylko na nowotwory zależne od HPV, lecz także na inne choroby, jak np. kłykciny kończyste – bardzo nieprzyjemne kalafiorowate zmiany w okolicach odbytu czy sromu; wpływają one bardzo źle na jakość życia i psychikę. Kiedy właśnie opublikowano już wyniki skuteczności szczepień przeciwko HPV, to zapotrzebowanie na szczepionkę tak się zwiększyło, że nawet w Polsce w programach samorządowych były trudności z jej otrzymaniem. Ministerstwo Zdrowia już przed rokiem konsultowało z ekspertami możliwość przeprowadzenia szczepień przeciwko HPV. Ale nie było to możliwe, firmy produkujące szczepionki musiały przede wszystkim zapewnić jej dostawy do krajów już stosujących powszechne szczepienia. Obecnie jest możliwość realizacji pełnych dostaw i wprowadzenia szczepień przeciwko HPV w Polsce. Można dodać, że nareszcie, od lat bowiem, od samego początku zarejestrowania szczepionek, znajdują się one w programie szczepień zalecanych. Trzeba ten program powszechnych szczepień przeciwko HPV jak najszybciej wprowadzić, np. dla dzieci w wieku 12–13 lat. Można także objąć szczepieniami 14–17-latków i w przypadku tej młodzieży można zaproponować refundację apteczną, czyli 50-procentową odpłatność szczepionki, którą się realizuje w aptece, na receptę. I dla tej grupy wiekowej byłby to też bardzo dobry schemat walki z rakiem wywołanym wirusem HPV.
A co by pani powiedziała przeciwnikom ideologicznym? Bo tacy też są. Słyszy się głosy, że dzięki wprowadzeniu szczepień przeciwko HPV zachęci się młodzież do współżycia seksualnego, będą to po prostu robić wcześniej...
Ale to nie ma żadnego związku z tym faktem, o czym przecież świadczą badania. Spotkałam się dawniej właśnie z takimi głosami, że wprowadzanie szczepień przeciw HPV promuje rozwiązłość seksualną, ma wpływ na inicjację seksualną, obniżając jej wiek. Ale jest wiele publikacji, które dowodzą, że to nieprawda, zaszczepienie się wcale nie prowadzi do podjęcia wcześniejszego współżycia seksualnego. A naszym celem jest na pewno profilaktyka zmian nowotworowych wywoływanych przez wirus HPV i jestem pewna, że tylko na to te szczepienia mają wpływ.
prof. Teresa Jackowska – pediatra, onkolog, hematolog, konsultant krajowy w dziedzinie pediatrii, kieruje Kliniką Pediatrii CMKP
Wywiad ukazał się w Do Rzeczy o Zdrowiu/ maj 2021