Za każdym razem, gdy w kraju rozmawiamy o problemach ze służbą zdrowia, wśród wielu argumentów np. za lepszymi płacami dla lekarzy czy pielęgniarek pojawia się ten jeden: to przecież ludzie, którzy pracują bez przerwy na froncie, na którym ratuje się ludzkie życie. Etos pracy „małych Bogów”, jak nazwał ich w swojej książce Paweł Reszka, jest niestety co rusz podkopywany przez nich samych. Najnowszy przykład to sprawa wypłacania tzw. dodatków covidowych – czyli dodatkowych pieniędzy za pracę z pacjentami podczas światowej pandemii COVID-19. W ubiegłym tygodniu wiele mediów podało wstrząsające wyniki kontroli NIK dotyczących wypłat z tej puli. Skala szastania publicznymi pieniędzmi okazała się przerażająca. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że wszyscy – także dziennikarze – przegapiliśmy coś, co było widać dużo wcześniej, bo alarmujące były już analizy przedkontrolne NIK w 2021 r. Dokładnie rok temu inspektorzy wskazali, że dyrektorzy szpitali przyznają dodatki covidowe po prostu większości personelu i to nawet wtedy, gdy liczba chorych pacjentów na COVID-19 jest w tych placówkach niewielka. Jednak to, czego dowiedzieliśmy się po kontrolach, jest dużo bardziej wstrząsające.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.