Z prof. Piotrem Hoffmanem, prezesem Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego rozmawia Katarzyna Pinkosz
KATARZYNA PINKOSZ: Wyniki leczenia zawałów w Polsce są takie same jak w Niemczech. Mimo to wciąż ponad połowa Polaków umiera z powodu chorób serca. Polska kardiologia ma więcej sukcesów czy porażek?
PROF. PIOTR HOFFMAN: Sukcesem polskiej kardiologii jest to, że nadąża za tym, co dzieje się na świecie. Nie można chałupniczo zrobić rakiety i polecieć w kosmos: potrzebni są ludzie, pieniądze, technologie, organizacja, a także pasja oraz chęć odniesienia sukcesu i pokazania światu, że możemy coś zrobić bardzo dobrze. Kilkanaście lat temu zdaliśmy sobie sprawę z tego, że w Polsce bardzo wiele osób umiera z powodu zawałów serca. Podjęto wtedy decyzję o lepszym finansowaniu ich leczenia. W Polsce powstało ponad 160 ośrodków kardiologii interwencyjnej – również dzięki sektorowi prywatnemu. Te ośrodki potrafią bardzo sprawnie udzielić pomocy pacjentowi z zawałem serca. Dzisiaj wyniki leczenia zawałów serca w Polsce są takie jak w Niemczech przy pięciokrotnie niższych nakładach finansowych. Dużym sukcesem kardiologii i kardiochirurgii jest też to, że cały czas staramy się, aby w Polsce były dostępne najnowocześniejsze metody terapii, np. leczenie przezskórne w chorobie wieńcowej, leczenie przezcewnikowe wad zastawkowych serca. Najnowsze metody leczenia są w Polsce dostępne. Niestety, w zbyt małym zakresie.
Nie wszyscy chorzy mają szansę z nich korzystać?
Problem polega na zbyt niskim finansowaniu. Konkretne zabiegi powinny być wykonane przykładowo u 100 pacjentów, a my możemy je wykonać tylko u połowy. Największym problemem współczesnej medycyny jest to, że lekarz przestał zarządzać terapią. Jest tylko wykonawcą, tzn. wykorzystuje możliwości, które są w Polsce bardzo ograniczone. Sukcesem polskiej kardiologii jest to, że w obrębie tak niewielkich finansów możemy tak wiele zaoferować pacjentom.
Przeżywalność chorych po zawale serca w Polsce jest taka jak w Niemczech, jednak dwa lata później śmiertelność wzrasta.
Niestety, tak. Po dwóch latach po zawale śmiertelność wynosi prawie 30 proc. To zły wynik. Pacjent został wyprowadzony z zakrętu, jakim jest ostry zespół wieńcowy, jednak nadal wymaga leczenia. Żyje, ale jest chory. Po wyjściu ze szpitala powinien kontynuować leczenie w poradni. Z tym jest ogromny problem.
Pieniądze wydane na leczenie zawału są marnowane?
Na leczenie trzeba patrzeć jako na inwestycję państwa, jako płatnika, w człowieka. Gdy pacjent wychodzi ze szpitala po leczeniu zawału, wymaga bardzo specjalistycznej terapii w trybie ambulatoryjnym. Polskie Towarzystwo Kardiologiczne proponowało stworzenie systemu opieki koordynowanej po zawale, skoncentrowanej na zmniejszeniu ryzyka ponownego zawału. Pacjent musi przyjmować leki w odpowiednich dawkach, zmienić styl życia, rzucić palenie, zredukować masę ciała. To bardzo trudne, ponieważ on nie ma świadomości, że to część terapii. Jeśli te zalecenia nie będą przestrzegane, to ryzyko powtórnego zawału jest bardzo wysokie. A gdy zawał dopada chore serce, leczenie jest znacznie trudniejsze, a efekty niepomiernie gorsze. Niektórzy pacjenci wymagają dalszego leczenia, np. wszczepienia kardiowertera- defibrylatora czy pełnej rewaskularyzacji. Niezbędny jest więc kontakt z kardiologiem w pierwszym okresie po wyjściu ze szpitala. Niestety, w Polsce brakuje kardiologów w przychodniach. Co prawda, jeśli chodzi o liczbę kardiologów na milion mieszkańców, to nie w dużych centrach. W mniejszych ośrodkach brakuje lekarzy.
Sieć szpitali poprawi sytuację?
Obawiam się, że nie. Społeczeństwo się starzeje, starsi pacjenci są mniej mobilni. Nie możemy ich kierować do odległych dużych ośrodków. Rozwija się telemedycyna, jednak pacjenci w wieku 70–80 lat często nie potrafią korzystać z komputera, a nie zawsze mogą liczyć na pomoc rodziny. Nie możemy centralizować całej opieki medycznej. Medycyna musi wyjść do pacjenta. Trzeba stworzyć ambulatoryjną opiekę specjalistyczną, zachęcić specjalistów – także finansowo – by chcieli przenieść się do mniejszych ośrodków i pracować w poradniach. Brakuje pielęgniarek kardiologicznych, utrudniony jest też dostęp do diagnostyki. Ważną częścią opieki koordynowanej po zawale jest rehabilitacja. Tymczasem np. na Mazowszu tylko 8 proc. pacjentów jest rehabilitowanych po zawale. Brakuje specjalistów, którzy chcieliby się tym zajmować.
Nowoczesne leki dla chorych kardiologicznie są w Polsce refundowane?
Niestety, wiele nowych leków nie jest refundowanych. Proszę zwrócić uwagę, że nie mówię: „innowacyjnych”, tylko „nowych”, gdyż już od kilku lat znajdują się one w wytycznych europejskich dotyczących terapii chorób serca. Myślę np. o nowoczesnych lekach przeciwkrzepliwych, które chcielibyśmy wykorzystywać w migotaniu przedsionków. Brakuje nowoczesnych leków w niewydolności serca, w leczeniu dyslipidemii. Chory może je kupić, ale są nierefundowane. Jednak kogo stać na zapłacenie kilkuset złotych każdego miesiąca? Nowe leki powinny być refundowane przynajmniej dla niektórych grup pacjentów. Ministerstwo powinno bardziej kompleksowo patrzeć na finansowanie, dostrzec perspektywę wykraczającą znacznie dalej niż kolejne wybory.
W Polsce wciąż za mało inwestuje się w profilaktykę chorób serca. Czy coś pod tym względem się zmienia?
Profilaktyka to najtańsze i najbardziej efektywne działanie dla zdrowia pacjentów. Niestety, także najbardziej dla nich dokuczliwe, bo okazuje się, że nie można zjeść tyle czekolady, ile by się chciało, palić papierosów, nadużywać alkoholu. Mówiliśmy o tym w kampanii „Zdrowe dzieci, zdrowa młodzież, zdrowi dorośli”. Warto budować taką świadomość: „Nie dogadzam sobie teraz, dbam o swoje zdrowie, by mając lat 70, cieszyć się życiem”.
Trudno przekonać młodych ludzi do takiego myślenia…
Chciałbym, by takie działania proponowało Ministerstwo Edukacji już na poziomie szkoły, a nawet przedszkola. Dzieci najłatwiej przekonać, one mogą też dawać przykład dorosłym. Dziadka poruszy sytuacja, gdy przyjdzie do niego wnuczka i powie, że niepokoi się tym, iż on pali papierosy. Budowanie świadomości zdrowotnej to proces na lata, ale tak udało się osiągnąć sukces w Skandynawii. A my wciąż mamy reklamy, z których wynika, że miło spędzamy czas, gdy jemy frytki, pijemy piwo, oglądamy mecz…
… i jeździmy samochodem.
Tak, coraz częściej widać jednak ludzi, którzy biegają, jeżdżą na rowerze. Trzeba starać się konsekwentnie dążyć do sytuacji, że na serce będą chorowały tylko osoby, u których odpowiada za to genetyka, a nie styl życia.
Wierzy pan, że można w Polsce stworzyć modę na zdrowy styl życia i ograniczyć zachorowania na choroby serca?
Oczywiście, choć nie jest to proste. Wiemy, że po okresie, kiedy palenie papierosów było niemodne, teraz ta moda powraca. Wolność łączy się z promowaniem i dokonywaniem złych wyborów. Uzasadnia się to tym, że każdy jest wolny, więc ma prawo wybierać. Widać nawrót do palenia papierosów wśród nastoletnich dziewcząt w dużych miastach i chłopców w ośrodkach wiejskich. Alkohol, papierosy, narkotyki – tych problemów jest więcej w rodzinach dysfunkcyjnych, o gorszym statusie ekonomicznym. To pokazuje, że poprawa jakości życia, możliwość realizacji swoich pasji i celów życiowych będą sprzyjały dokonywaniu dobrych wyborów. Wypracujmy polski model profilaktyki. Może zachęcimy do zmiany stylu życia otyłych mieszkańców bogatszych krajów Europy Zachodniej?
A jak prezes PTK dba o swoje serce?
Jeżdżę ostatnio systematycznie na rowerze, a jeśli nie mogę tego robić, to staram się pół godziny dziennie chodzić szybkim krokiem. Każdemu to polecam. Warto poświęcić ciekawy program telewizyjny, zmęczyć się, zasapać. Ten czas nie jest stracony: wiele razy zauważyłem, że podczas takiego spaceru udało mi się np. przemyśleć wykład lub inną pracę, którą miałem wykonać. Głowa lepiej pracuje w czasie wysiłku fizycznego, niż gdybyśmy siedzieli za biurkiem. Zimą jeżdżę na nartach, kiedyś dużo pływałem, grałem w siatkówkę. Tak dużo mówię o potrzebie prozdrowotnego stylu życia, że nawet siebie przekonałem…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.