Gorbaczow nie zakończył zimnej wojny. On ją przegrał. „Alfabet Suworowa” w „Do Rzeczy”

Gorbaczow nie zakończył zimnej wojny. On ją przegrał. „Alfabet Suworowa” w „Do Rzeczy”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy czytam w zachodniej prasie peany na cześć Gorbaczowa, robi mi się niedobrze. Opowieści o tym, że obalił komunizm i zakończył zimną wojnę, to zwykłe brednie. On nie zakończył zimnej wojny. On ją przegrał – ocenia Wiktor Suworow. Znienawidzony w Rosji, bijący rekordy popularności w Polsce słynny były oficer sowieckich tajnych służb przedstawia subiektywny ranking postaci, które odcisnęły piętno na losach Polski, Rosji, Europy i świata. Fragmenty książki „Alfabet Suworowa” – w najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy”.

Ponadto w „Do Rzeczy”: dlaczego Polacy kochają Suworowa, czy Andrzej Duda uratuje Prawo i Sprawiedliwość, jak prezes PiS zaczyna dzielić się władzą oraz kim jest nowy rzecznik Prawa i Sprawiedliwości.

Gorbaczow wcale nie chciał zniszczyć Związku Sowieckiego. Wprowadzone przez niego pieriestrojka i głasnost nie miały na celu zatopienia tego państwa. Przeciwnie – miały je uratować. System sowiecki w latach 80. był już jednak tak niewydolny, że nic nie dało się zrobić – pisze na łamach „Do Rzeczy” Suworow. W jego alfabecie, oprócz byłego przywódcy ZSRR, zresztą nie jedynego, znalazł się też m.in. były prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Za młodu dwa razy siedział w więzieniu za przestępstwa kryminalne. Był wówczas zwykłym żulikiem i pozostał nim na całe życie. Tyle że bycie prezydentem wielkiego kraju z drobnego przestępcy zrobiło z niego wielkiego przestępcę – ocenia Suworow. Ocenia też Wojciecha Jaruzelskiego. Wprowadzając stan wojenny, spacyfikował własny naród i przedłużył życie komunie prawie o 10 lat. To przez niego musieliście czekać na odzyskanie niepodległości aż do roku 1989. Był wyrodnym synem ojczyzny – pisze. I dodaje - Na nurtujące Polaków pytanie: „Weszliby czy nie weszli?” odpowiadam: „Nie weszliby”. Związek Sowiecki na początku lat 80. był już ruiną, ryzyko interwencji wymierzonej w Solidarność było zbyt duże. Polska stanęła więc wówczas przed realną szansą odzyskania wolności i zrzucenia komunistycznego jarzma. Chwali natomiast Ronalda Reagana - człowieka, który zniszczył komunizm. Niestety, nawet po śmierci, jest w Ameryce opluwany, wyszydzany i nienawidzony. Oskarża się go o faszyzm i inne bzdury. Przodują w tym lewicowa prasa i Hollywood.(…) Ponieważ jednak Ronald Reagan był znany z wielkiego poczucia humoru i sympatycznego charakteru, myślę, że nawet specjalnie się na tych wszystkich pożytecznych idiotów nie gniewał. Uważał ich po prostu za żart historii. Ponury – pisze. „Alfabet Suworowa” – w najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy”.

W „Do Rzeczy” także o fenomenie polskiej popularności Suworowa. 10 czerwca 1978 r. brytyjskie tajne służby ewakuowały z Genewy członka sowieckiego przedstawicielstwa przy Organizacji Narodów Zjednoczonych Władimira Bogdanowicza Rezuna. Razem z żoną i dwojgiem dzieci został on błyskawicznie przerzucony na teren Wielkiej Brytanii. W rzeczywistości Rezun nie był dyplomatą, ale pracującym pod przykrywką oficerem GRU, czyli sowieckiego wywiadu wojskowego. W przeciwieństwie do wielu innych uciekinierów z bloku komunistycznego Rezun postanowił porzucić służbę Sowietom nie dla pieniędzy, ale z pobudek ideowych. (…) Momentem przełomowym była dla niego interwencja w Czechosłowacji, w której brał udział jako młody dowódca czołgu – pisze  na łamach „Do Rzeczy” Piotr Zychowicz. Dzisiaj Wiktor Suworow, bo taki literacki pseudonim przyjął Władimir Rezun, nadal mieszka w Wielkiej Brytanii. Swoją olbrzymią wiedzę na temat Związku Sowieckiego, jego wywiadu i sił zbrojnych przedstawił w wielu popularnych książkach. Jednak prawdziwą sławę przyniosły mu książki o II wojnie światowej. Udowodnił w nich, że w 1941 r. Niemcy, atakując Związek Sowiecki, uprzedzili atak Stalina. Co ciekawe, pierwsza kluczowa bitwa planowanej przez Stalina kampanii miała się odbyć na terytorium naszego kraju. Kim jest człowiek, który rzucił wyzwanie Putinowi, w najnowszym „Do Rzeczy” pisze Piotr Zychowicz.

W „Do Rzeczy” również wywiad z kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta. Zdecydowałem się stanąć do służby dla Rzeczypospolitej poprzez ubieganie się o urząd Prezydenta RP i wierzę, że będę mógł po wyborach służyć Polakom jako ich prezydent, przez nich wybrany. To dla mnie wielki zaszczyt, bo to jedyny taki urząd w naszym kraju, z tak silnym społecznym mandatem – mówi Andrzej Duda. Dodaje, że on sam politykę traktuje jako rozumną troskę o dobro wspólne. Największą radość czuję, gdy coś, co zrobię w ramach działalności politycznej, skutecznie funkcjonuje i przynosi ludziom coś dobrego. I to jest powód ubiegania się o tę prezydenturę – mówi. Chce kontynuować wizję Lecha Kaczyńskiego. Jaka to wizja? Silnego państwa i równego dla wszystkich. Takiego, które sprawiedliwie traktuje swoich obywateli bez względu na to, czy są biedni, czy bogaci, czy pochodzą z wielkiego miasta, czy z Polski powiatowej – podkreśla kandydat. Cały wywiad – tylko w najnowszym „Do Rzeczy”.

Nominacja Andrzeja Dudy na kandydata PiS w wyborach prezydenckich otwiera nowy etap w partii Jarosława Kaczyńskiego. Rozpoczął się proces dzielenia się władzą przez prezesa – komentuje Mariusz Staniszewski. Jego zdaniem, samorządowa kampania wyborcza pokazała niezdolność Prawa i Sprawiedliwości do przeprowadzenia zakrojonej na szeroką skalę politycznej ofensywy. Jedyne, do czego PiS był w stanie się zmobilizować, to wyjazdy w teren Jarosława Kaczyńskiego i mało skuteczne atakowanie rządu podczas spotkań z wyborcami. O kryzysie w partii Kaczyńskiego mówią nawet ludzie bliscy prezesowi. Formacja jakby straciła ośrodek decyzyjny – brakowało strategicznego planowania, a PiS nie był w stanie wykorzystać prezentu w postaci afery taśmowej – pisze publicysta „Do Rzeczy”. Jedynym sposobem na odzyskanie inicjatywy było wprowadzenie nowego, młodszego lidera, który nada partii dynamikę, ale jednocześnie – nawet prywatnie – nie kwestionowałby przywództwa i kompetencji Kaczyńskiego. Stąd na pierwszej linii frontu PiS pojawił się Andrzej Duda – człowiek, któremu ufał śp. Lech Kaczyński, a któremu teraz ufa jego brat – konkluduje Staniszewski. Więcej o tej decyzji – w nowym „Do Rzeczy”.

Na łamach „Do Rzeczy” także Marcin Mastalerek, nowy rzecznik PiS. Ci, którzy go lubią, mówią o nim „Masta”. Ci, którzy go nie trawią, złośliwie nazywają go Breivikiem, bo z wyglądu przypomina im norweskiego zamachowca z wyspy Utoya. On sam określenie to uważa za niesmaczne i nieprzyzwoite. Do złośliwych ksywek będzie się musiał jednak przyzwyczaić, bo wrogów w partii pewnie mu teraz przybędzie. Choćby dlatego, że to on będzie decydował o tym, kogo partia wysyła do programów telewizyjnych i czyje pomysły na konferencje prasowe są najlepsze. Będzie miał też stały dostęp do ucha prezesa. Mastalerek, który kiedyś przyjaźnił się z Adamem Hofmanem, nie pierwszy raz skorzystał na jego kłopotach. Wcześniej, kiedy PiS zawiesił Hofmana z powodu podejrzanej pożyczki, a jego miejsce chwilowo zajął Andrzej Duda, w PiS stworzono nową funkcję wicerzecznika partii. Objął ją Mastalerek. Politycy znający obu panów wskazują na liczne podobieństwa między nimi. Mastalerek bardzo przypomina Hofmana sprzed paru lat – mówi jeden z nich. Co prawda nowy rzecznik jest mniej znany, jeszcze mniej sprawny medialnie, mniej błyskotliwy w dyskusjach telewizyjnych, mniej doświadczony, ale przez to mniej cyniczny i mniej bezwzględny, a także mniej rozrywkowy, i to akurat jest jego wielki atut. Dobrze czuje klimat Nowogrodzkiej, lepiej niż Adam. Nie wchodzi w niepotrzebne zwarcia i awantury – opowiada „Do Rzeczy” polityk PiS. Więcej o nowym rzeczniku PiS – w najnowszym wydaniu tygodnika.

Nowy numer „Do Rzeczy” w sprzedaży od poniedziałku, 17 listopada 2014. E-wydanie będzie dostępne u dystrybutorów prasy elektronicznej.

Czytaj także