Damian Cygan: Wygląda na to, że sprawa marszałka Kuchcińskiego nie zaszkodziła rządzącym. W weekend mieliśmy trzy sondaże (dla DoRzeczy.pl, "Super Expressu" i wPolityce.pl), w których poparcie dla PiS ani drgnęło.
Prof. Jarosław Flis: Proszę pamiętać, że po aferze podsłuchowej notowania Platformy Obywatelskiej też nie spadły od razu, natomiast później ta sprawa odbiła się na wyniku wyborów. Dlatego oczekiwanie, że tego typu wydarzenia w pięć minut przełożą się na zmiany w sondażach, jest ignorowaniem tego wszystkiego, co wiemy o życiu społecznym. Wszystkie problemy rządzących mają charakter złomu zmęczeniowego – ileś razy się gwóźdź przegnie i nadal jest cały, tylko w którymś momencie pęka.
Sejm wybrał już nowego marszałka, Elżbietę Witek, ale czy reakcja Jarosława Kaczyńskiego na kryzys z Kuchcińskim nie była spóźniona?
Przekaz, jaki płynie z konferencji marszałka pokazuje, jak się tego nie powinno robić. Kuchciński nie okazał ani cienia skruchy. Mówienie, że Donald Tusk też latał, przypomina mi sytuację z debaty przedwyborczej, kiedy Ewa Kopacz powiedziała do Beaty Szydło: "A wy nie jecie ośmiorniczek?". Pokazywanie, że ktoś, kto przegrał wybory też tak robił, nie jest dobrym pomysłem. A żegnanie marszałka Kuchcińskiego owacjami na stojąco, jak bohatera, to już w ogóle błąd. To było raczej działanie skierowane na dobre samopoczucie polityków PiS.
Pojawiły się doniesienia, że po odwołaniu Kuchcińskiego opozycja będzie chciała doprowadzić do dymisji Stanisława Karczewskiego, marszałka Senatu. Czy to w ogóle realny scenariusz?
Nie znam szczegółów tej sprawy. Wiadomo, że wszyscy najchętniej toczą wygrane wcześniej bitwy, jednak zawsze da się przeszarżować. "Przeszarżowanie" to takie piękne polskie słowo, które opisuje cały szereg błędów popełnianych w różnych okresach przez wszystkie ugrupowania polityczne.
Jak pan ocenia sojusz Kukiz'15 z PSL? Paweł Kukiz naprawdę nie miał innego wyjścia?
Kukiz'15 tracił dotąd jakieś 1 proc. wyborców rocznie. W 2015 r. miał ponad 8 proc., w wyborach samorządowych w 2018 r. 5 proc., a w majowych wyborach europejskich w tym roku – 3,5 proc. Na ruch Kukiza głosowały głównie osoby, które w 2015 r. uważały, że Platforma zasłużyła na porażkę, a PiS nie zasłużył na zwycięstwo. Teraz jest pewnie na odwrót. Natomiast jeśli chodzi o profile elektoratów Kukiz'15 i PSL, to są one względnie podobne – w centrum. Oczywiście, że różnią się w niuansach, ale w sensie ideowym łączy ich zarówno dystans do PO, jak i PiS. Paweł Kukiz, który znalazł się w desperackiej sytuacji, wybrał więc wyjście najlepsze z możliwych na obecny moment.
Wiemy już, że wybory parlamentarne odbędą się 13 października. Krótka kampania będzie bardziej sprzyjać PiS czy opozycji?
Jeśli rządzący myślą, że im, to prawdopodobnie będzie odwrotnie. Wszystkie moje doświadczenia wskazują na to, że manipulowanie datą wyborów zawsze kończyło się tragicznie dla tych, którzy to wymyślali. Przypomnę tylko, że termin wyborów prezydenckich w 2015 r. wyznaczono na 10 maja, żeby Bronisław Komorowski, jeszcze w ciszy wyborczej, mógł się pokazać w telewizji przy okazji uroczystości 9 maja. Jak się to skończyło – wiemy. Podobnie Aleksander Kwaśniewski i Włodzimierz Cimoszewicz tak ustalali kalendarz wyborczy w 2005 r., żeby maksymalnie utrudnić powstanie porozumienia PO–PiS i to im się udało. A że ich partia tego nie przeżyła, to już jest zupełnie inna historia (śmiech). Dlatego zawsze powtarzam: wszystkie manipulacje procedurami wyborczymi są jak nunczako – znacznie łatwiej trafić we własną głowę niż w cudzą. Warto też zwrócić uwagę, że wybory odbędą się w niehandlową niedzielę, co będzie miało wpływ na frekwencję. Łatwiejsza jest zawsze mobilizacja przeciwko rządzącym. Może się zdarzyć jeszcze wiele rzeczy, których nie jesteśmy w stanie dzisiaj przewidzieć, a które wpłyną na wynik wyborów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.