18 maja 1920 roku w Wadowicach przyszedł na świat Karol Wojtyła. Jan Paweł II był nie tylko papieżem, ale także człowiekiem, który dał się zapamiętać jako osoba niezwykle otwarta i pełna empatii. Jak pan wspomina Ojca Świętego?
Jeżeli miałbym powiedzieć, jakie mam wspomnienia, jeśli chodzi o Ojca Świętego, to muszę przytoczyć moje osobiste.
Spotkał pan kiedyś Karola Wojtyłę?
Tak. Należę do pokolenia JP2. W związku z tym, mam swoje indywidualne relacje z Karolem Wojtyłą. Zacznę może od tego, że Jan Paweł II był niezwykłą postacią. Karol Wojtyła potrafił zjednywać sobie ludzi. Wielokrotnie miałem kontakt z Karolem Wojtyłą. Pierwszy raz, gdy papież przybył do Polski na swoją pierwszą pielgrzymkę. Wówczas odbywałem służbę liturgiczną. Dlatego mogłem jeździć z papieżem w charakterze wspomagającego organizację kolejnych etapów pielgrzymowania w kraju. To było dla mnie ogromne przeżycie. Miesiąc po wyjeździe papieża z kraju był okresem rozważań. Brakowało mi kontaktu z Ojcem Świętym.
Co zrobił pan z tą tęsknotą?
Proszę sobie wyobrazić, że wybrałem się samotnie autostopem do Włoch, aby spotkać Karola Wojtyłę. Nie wiedziałem, że jadąc do Włoch robię to nielegalnie. Przebywałem tam 10 dni.
Nikt nie sprawdzał pana tożsamości podczas podróży, w charakterze pasażera, w których kierowcami byli Włosi?
Nie. Zapewne myślano, że jestem Włochem.
Co wydarzyło się dalej, gdy pan dojechał?
Szczęśliwie dojechałem do Rzymu, gdzie przebywało już wielu pielgrzymów. Dotarłem na audiencję papieża. Pamiętam, że wokół mnie było mnóstwo ludzi. Panowała wspaniała atmosfera. Nie czułem się sam. Mimo, że byłem sam.
Ile miał pan wówczas lat?
Z tego, co pamiętam, to 20.
Gdzie pan wówczas nocował?
Nocowałem na polu campingowym, za które zapłacił papież. Było to dla mnie szokiem. Wyjeżdżając z Polski nie myślałem o tym, co wydarzy się, gdy dojadę do Włoch. Jednak ludzie, których spotkałem na swojej drodze okazali mi niesamowitą życzliwość. Pamiętam nawet rozmowę z pewnym Niemcem, który zaprosił mnie na śniadanie. Podczas dyskusji kolega z Niemiec opowiadał o jedności naszych krajów. O potrzebie zacieśniania przyjaźni. Wspominał, że nie powinniśmy dłużej żyć II wojną światową. Mówił, że ma wielu kolegów, którzy pochodzą z Polski. Nauczył się nawet paru słów: „psia krew”, które przy mnie wymawiał.
Czy w późniejszych latach także uczestniczył pan w papieskich pielgrzymkach?
Tak. Wspólnie z rodziną byliśmy na pielgrzymce papieża w 1983 roku i 1987 roku. W 1990 roku także byłem obecny z najbliższymi na pielgrzymce w Skoczowie. Pamiętam jak z trójką dzieci szedłem wraz z żoną przez niesamowite błoto po to, aby usłyszeć papieża. Jednak najważniejsze spotkanie z papieżem odbyło się w 1995 roku w Castel Gandolfo.
Dlaczego właśnie wtedy?
Dlatego, bo papież spotkał się wtedy tylko z nami. Mieliśmy 10 minut na rozmowę z Karolem Wojtyłą. Wspólnie z żoną i moimi dziećmi mogliśmy doświadczyć rozmowy z Janem Pawłem II. Mówiłem wtedy wiele rzeczy, które nie miały sensu. Potok słów. Papież mnie wysłuchał, wskazał na dzieci i powiedział, abym skupił się na nich. To mi pokazało, że są w życiu ważniejsze sprawy, które na pozór są bardziej przyziemne. Jednak to one są priorytetem. W tym przypadku rodzina. Zapamiętałem do po dziś dzień.
Jak ocenia pan pontyfikat papieża Polaka?
Pontyfikat Karola Wojtyły to droga do niepodległości Polski. To, co mamy teraz, to zasługa papieża. To on dodał skrzydła narodowi polskiemu. Dzięki niemu została pokonana hydra komunizmu niszcząca nas bardziej niż III Rzesza. Niezależnie od tego, czy ktoś jest wierzący, czy nie. Powinniśmy szanować postać Ojca Świętego. Był niezwykły.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.