– Podejmuję się stworzenia ruchu obywatelskiego, dlatego że partie nie wystarczą – deklarował Rafał Trzaskowski 17 lipca na wiecu w Gdyni. – Chodźmy razem, stwórzmy ruch obywatelski, który razem z samorządami, organizacjami pozarządowymi, ośrodkami analitycznymi, ludźmi dobrej woli będzie tworzyć podstawy do tego, żeby bronić społeczeństwa obywatelskiego i wszystkich niezależnych instytucji. Zróbmy to razem – wołał do swoich sympatyków. Wszystko to działo się zaledwie pięć dni po drugiej turze wyborów prezydenckich, które Rafał Trzaskowski co prawda przegrał, ale w których uzyskał świetny wynik ponad 10 mln głosów. Mimo przegranej w głównej partii opozycyjnej panował entuzjazm spowodowany tak dobrym wynikiem. Otoczenie Trzaskowskiego stwierdziło, że takiej szansy nie wolno zmarnować, że energię ludzi, którzy poszli głosować na kandydata Koalicji Obywatelskiej, trzeba jakoś zagospodarować. Tak powstał pomysł powołania ruchu społecznego, który w pierwotnym założeniu miał się nie kojarzyć z żadną partią, a już zwłaszcza z Platformą Obywatelską.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.