Rzecznik KSP: 11 listopada popełniliśmy błędy. Powinniśmy użyć słowa "przepraszam"

Rzecznik KSP: 11 listopada popełniliśmy błędy. Powinniśmy użyć słowa "przepraszam"

Dodano: 
Rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji nadkom. Sylwester Marczak
Rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji nadkom. Sylwester Marczak Źródło:PAP / Marcin Obara
Bardzo ważne było to, abyśmy ostrożnie podeszli do działań policjantów. Były one związane z agresją ze strony osób, które rzucały w funkcjonariuszy kamieniami, butelkami, a nawet sztachetami. To wpłynęło na dynamizm działań z naszej strony i użycie środków przymusu bezpośredniego. W takich sytuacjach niestety mogą zdarzyć się pojedyncze błędy – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji.

Przeprosiny dla dziennikarzy, którzy ucierpieli w wyniku interwencji funkcjonariuszy podczas Marszu Niepodległości przyszły po kilku tygodniach. Wcześniej policja utrzymywała, że jej działania były proporcjonalne do zdarzeń. Skąd ta zmiana?

nadkom. Sylwester Marczak: Mamy świadomość tego, że same zdarzenia mogły być bardzo szybkie i dynamiczne. One się dzieją najczęściej w krótkim czasie. Ich obiektywna ocena wymaga jednak czasu i nie może być wynikiem analizy pojedynczych nagrań. Bardzo ważne było to, abyśmy ostrożnie podeszli do działań policjantów. Były one związane z agresją ze strony osób, które rzucały w funkcjonariuszy kamieniami, butelkami, a nawet sztachetami. To wpłynęło na dynamizm działań z naszej strony i użycie środków przymusu bezpośredniego. W takich sytuacjach niestety mogą zdarzyć się pojedyncze błędy. Mamy świadomość, że w tym przypadku do takich błędów doszło i powinniśmy użyć słowa "przepraszam". W tym momencie najistotniejsze dla nas jest to, aby to unikać takich sytuacji w przyszłości.

Czy policja ma jakiś konkretny plan, jak temu zaradzić?

Przede wszystkim powinniśmy skupić się na jednym elemencie, który jest fundamentem. Chodzi o współpracę. Zawsze, kiedy będzie coś się działo, na miejscu będą interweniujący policjanci i dziennikarze, którzy chcą np. zrobić ciekawe zdjęcie i dobry materiał, ale przede wszystkim przekazać obywatelom, jak to wygląda. Ważne, abyśmy mieli pełną świadomość wzajemnej obecności. W pierwszej kolejności zależy nam na tym, aby przeprowadzić szkolenia. My je mamy co jakiś czas, ale teraz chcemy, aby wzięli w nich udział również dziennikarze i zobaczyli perspektywę naszych działań. Będziemy też rozmawiać z nimi na temat ich punktu widzenia. Podkreślam, że nie będzie to szkolenie zorganizowane przez rzecznika, ale z udziałem policjantów z pierwszej linii, którzy biorą udział w tego typu działaniach. Chodzi o to, aby dziennikarze wiedzieli, jak niebezpieczne są środki przymusu bezpośredniego oraz o tym, że w pewnych sytuacjach warto posłuchać policyjnych komunikatów, zanim wejdzie w to miejsce zwarty pododdział. Bezpieczniejszym miejscem jest przebywanie za plecami takiego oddziału, a nie przed nim.

Tak się składa, że byłem na miejscu wydarzeń przy stacji Warszawa-Stadion. Szedłem za plecami funkcjonariuszy, ale okazało się to pułapką, ponieważ w pewnym momencie znalazłem się pomiędzy dwoma pododdziałami. Sam oberwałem gazem, a tuż obok mnie inni dziennikarze otrzymali "ścieżkę zdrowia". Nikt z nas nie prowokował, nikt nie był agresywny. Byliśmy w pracy.

To jest właśnie ta sytuacja, za którą przepraszamy. To są przede wszystkim działania dynamiczne. Szkolenia, o których mówię, nie będą przeznaczone jedynie dla dziennikarzy, ale również dla policjantów, aby nie dochodziło do sytuacji niebezpiecznych dla żadnych obecnych na miejscu osób. Nie dotyczy to tylko dziennikarzy. Będziemy mówić o wyraźnym oznakowaniu, a także o tym, jak się przemieszczać. Chodzi o to, abyśmy nawzajem wiedzieli, że z drugiej strony nie ma dla nas zagrożenia.

Wydaje się jednak, że dziennikarza jest dość łatwo rozpoznać, nawet przy takiej dynamice działań. Zazwyczaj mamy mikrofony, kamery, aparaty, a często nawet kamizelki z napisem "PRESS". Dość trudna może być za to identyfikacja policjantów w cywilu. Kiedy podczas manifestacji ktoś nagle wyjmuje pałkę teleskopową, to mogę go posądzić o bycie prowokatorem lub chuliganem.

My dokładnie wiemy, które osoby są policjantami w cywilu i gdzie się znajdują. Jeżeli chodzi o policję, nie mamy problemu z identyfikacją naszych funkcjonariuszy.

Jednak uczestnicy manifestacji mogą mieć ten problem.

To trochę inny element. Wykorzystując obecność nieumundurowanych funkcjonariuszy, mamy jeden konkretny cel, czyli pilne zatrzymywanie osób najbardziej agresywnych, które próbują ukryć się w tłumie. Kiedy analizowaliśmy nagrania ze Stadionu, zauważyliśmy, że starały się one wtopić w grupę dziennikarzy. Przedstawiciele mediów z kolei podchodzili blisko agresywnych zdarzeń, co rozumiem, ponieważ chcieli to wszystko uwiecznić. Poza tym, to nie jest tak, że w ostatnim miesiącu po raz pierwszy zastosowaliśmy obecność policjantów w cywilu. Ci funkcjonariusze działają od dłuższego czasu. 18 listopada zostali oni zaatakowani przez demonstrujących.

Chodzi o sytuację ze "Strajku Kobiet". Co do Marszu Niepodległości, policja uznała, że warto przeprosić. Czy jednak wobec konkretnych funkcjonariuszy mogą zostać wyciągnięte konsekwencje?

Musimy powiedzieć o dwóch rzeczach. Po pierwsze, chodzi o niedopuszczenie do podobnych sytuacji w przyszłości. Druga sprawa to ocena z perspektywy policjantów działających na miejscu zdarzeń. Nie mam wątpliwości, że interwencje policjantów nie były podyktowane złośliwością. Na tę chwilę nie są prowadzone żadne czynności dyscyplinarne. Nie mogę natomiast wypowiedzieć się w zakresie tego, co robi prokuratura, gdzie zostało wszczęte śledztwo w sprawie użycia broni gładkolufowej.

Wspomniał Pan o agresywnym działaniu uczestników "Strajku Kobiet". Wiele osób zarzuca policji podwójne standardy, wypominając np. brak zdecydowanej reakcji podczas profanacji kościołów.

Podwójnych standardów nie było i nie będzie, ponieważ zachowujemy symetrię. Dla nas nie ma znaczenia, kto stoi po jakiej stronie i jakie wznosi hasła. Mamy jedną zasadę: albo prawo jest łamane, albo nie jest.

Dewastacja kościołów i rzucanie przedmiotami w osoby modlące się przed budynkiem raczej mieści się w kategoriach łamania prawa.

Mówi Pan o sytuacji sprzed kościoła św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży. Tam naszym głównym zadaniem było niedopuszczenie jednej grupy do drugiej. Po tym wydarzeniu spotkały nas ataki medialne z obu stron. Jedni mówili, że ochraniamy tych drugich i odwrotnie. Naszym celem było niedoprowadzenie do konfrontacji tych stron.

W tym konkretnym przypadku stroną wyraźnie ofensywną byli uczestnicy proaborcyjnego protestu. Przed kościołem stali modlący się ludzie, w dodatku o wiele mniej liczni. Czy traktowanie jednakowo obu stron było zatem uzasadnione?

Gdyby wtedy policjanci rozerwali pododdziały zwarte, zwiększyliby zagrożenie również dla osób stojących przed kościołem. Poza tym, proszę pamiętać, że w tej sytuacji były zatrzymywane osoby po stronie atakujących. Podam przykład kobiety, która rzucała racami i zostało wobec niej wszczęte postępowanie. Niezależnie od naszych działań, jedna ze stron będzie nas określała jako tych, którzy bronią tej drugiej. Wielu dziennikarzy zadaje mi te same pytania, co Pan, ale z drugiej perspektywy. To pokazuje, że mamy jeden cel: bezpieczeństwo każdej osoby. To nasz priorytet.

W ostatnich miesiącach mamy też do czynienia z trzecim rodzajem manifestacji. Są to protesty przeciwko obostrzeniom sanitarnym i przymusowi szczepień. Tak jak wszystkie środowiska, mają one swoich zwolenników i przeciwników. Powszechnie jednak uchodzą za zgromadzenia pokojowe. Policja również w tym przypadku nie wahała się użyć radykalnych działań, m.in. aresztowania grupy osób biorących udział w proteście 24 października.

Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, o co chodzi w działaniach policji. Wiele osób zarzuca nam, że stosujemy inną taktykę wobec różnych środowisk. To nieprawda. Celem naszej taktyki jest zapewnienie bezpieczeństwa. Zawsze przed manifestacją rozpatrujemy różne warianty. Pierwszy jest pozytywny, że nie będzie łamania prawa. Są jednak również warianty negatywne. W skrajnych przypadkach bierzemy pod uwagę nawet zagrożenie terrorystyczne. Ostatnia dekada pokazała nam, że byliśmy naiwni, gdybyśmy je całkowicie wykluczali. Kolejna sprawa to posiadanie broni przez policjantów. Czasami trzeba działać tu i teraz. W przypadku użycia środków przymusu bezpośredniego mówimy o sytuacjach, gdzie nie ma mowy o czymś pokojowym. Ktoś musiał złamać prawo. W proteście, o którym mówimy, w stronę policjantów były np. rzucane butelki.

Dziennikarze zidentyfikowali jednego z takich prowokatorów i nagrali jego zachowanie. W tle słychać, że inni uczestnicy protestu natychmiast zareagowali i zwrócili mu uwagę. Może w takim razie taka interwencja policji nie była wówczas konieczna?

Znam tę sytuację. Mężczyzna z tego nagrania został zatrzymany. Chcę podkreślić, że najczęściej 99 procent danego zgromadzenia ma pokojowe nastawienie. Niestety jednak to nie oni decydują o jego charakterze. Ten 1 procent to prowokatorzy, którzy atakują policjantów. Dlatego puszczamy nasze komunikaty, aby każdy miał możliwość opuszczenia terenu działań funkcjonariuszy.

Czasami jednak te komunikaty pojawiają się, kiedy kordon policji otacza protestujących i nie wypuszcza ich na zewnątrz.

Wówczas te komunikaty są kierowane do osób z zewnątrz, aby nie mogły wejść. W tym samym czasie wobec tych, którzy są wewnątrz, są prowadzone procedury legitymowania. Często one się przedłużają, ale nie dlatego, że policjanci tego chcą, ale dlatego, że te osoby odmawiają podania swoich danych osobowych. Ich brak sprawia, że policjant musi takiego obywatela doprowadzić na komendę. Pracuję przez 16 lat w policji i nie znam policjanta, który czerpał radość z używania środków przymusu bezpośredniego. Sama ich nazwa wskazuje, że musimy przełamać czyjeś zachowanie. To powoduje, że te środki nigdy nie będą ładnie wyglądać. Życie to nie amerykańskie filmy, gdzie mija kilka sekund i sprawca jest obezwładniony. Ustawa o policji mówi o naszym zadaniu, którym jest ściganie sprawców przestępstw i wykroczeń. Gdybyśmy zaniechali tych działań, wtedy można byłoby powiedzieć, że staliśmy się policja polityczną. Bierzemy pod uwagę nasze ustawowe zadanie, czyli dbanie o przestrzeganie prawa.

Rozmawiał: Paweł Zdziarski
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także