Przemilczane skutki prezydencji niemieckiej, czyli o paktach UE z totalitarnymi Chinami
  • Małgorzata WołczykAutor:Małgorzata Wołczyk

Przemilczane skutki prezydencji niemieckiej, czyli o paktach UE z totalitarnymi Chinami

Dodano: 
Była kanclerz Angela Merkel
Była kanclerz Angela Merkel Źródło: PAP / JOHANNA GERON / POOL
Większość Polaków zdążyła już zauważyć, że za sprawą politycznej poprawności nie wypada nam mówić jak bardzo daje nam się we znaki "chiński wirus". Co innego jednak, gdy mowa jest o szczepie brytyjskim – wtedy spokojnie można go odmieniać przez wszystkie przypadki, bo najwyraźniej rasistowskie skojarzenia dotyczą tylko "żółtków" i "czarnych", nigdy zaś białych.

To prezydent Donald Trump był tym nieznośnie prawdomównym przywódcą, który jako pierwszy odważył się nazwać rzeczy po imieniu. Wzywał także do pociągnięcia Państwa Środka do odpowiedzialności za spowodowanie ogromnych szkód, ale oczywiście Pekin sprzeciwiał się "upolitycznianiu pandemii i stygmatyzacji" i osiągnął ciszę wokół sprawy.

Trump zainicjował też wycofanie USA z WHO, którą oskarżył o milczenie i bezczynność wobec tajemniczych śmierci chińskich lekarzy i naukowców alarmujących o nowym, groźnym wirusie. Akt miał wejść w życie w lipcu 2021r. ale skoro w Białym Domu usadowił się Joe Biden, od razu podjął decyzję o powrocie USA do Światowej Organizacji Zdrowia. Wniosek? Czas już zapomnieć, gdzie począł się śmiercionośny wirus, a zacząć kłaniać się mocarstwu, które szlachetnie dystrybuowało maseczki i wszelkie dobra "made in China". Gdyby wirus pojawił się w jakimkolwiek innym miejscu, ekipy badawcze z całego świata już dawno byłyby tam skierowane, aby pobrać wszelkie próbki, przeczesać teren i przesłuchać wszystkich pracowników laboratorium. Właściwie nie wiadomo kiedy dokładnie komunistyczne Chiny stały się pełnoprawnym, a nawet uprzywilejowanym partnerem rozmów z UE. Niewiele lub wcale nie mówi się o prześladowaniach tysięcy Ujgurów, o terrorze w Hongkongu, o groźbach wojny skierowanych wobec Tajwanu, o obozach pracy przymusowej, w których pobiera się od więźniów setki narządów do przeszczepu.

Cała ta praworządność "made in China" nie wydaje się jednak podejrzana skoro w unijnych, serdecznych rozmowach prowadzonych z prezydentem Chin Xi Jinpingiem, uczestniczyła Ursula von der Leyen, Charles Michel, kanclerz Angela Merkel (z ramienia niemieckiej prezydencji w Radzie) a także Emmanuel Macron. Dlatego też w świątecznym czasie, 30 grudnia, gdy opinia publiczna zajęta była świętowaniem i dojadaniem – Chiny i Unia Europejska osiągnęły porozumienie w sprawie umowy handlowej (CAI), która ma zapewnić jednolite ramy prawne dla inwestycji między stronami. Ten niebywały pośpiech po 7 latach trudnych negocjacji wzbudził opór i zdumienie polskiej strony, o czym alarmował polski ambasador przy UE Andrzej Sadoś. Mimo wszystko podpisano naprędce pakt, który stał się przedmiotem ostrej krytyki z wielu stron (choć słabo nagłośnionej), a Bruksela została oskarżona o zdradę wartości, tych samych, o których nie przestaje nas pouczać. Ważniejsze okazały się jednak "wartości relacji inwestycyjnej" i dlatego wykorzystując koniec swej prezydencji w Radzie – Niemcy doprowadziły do błyskawicznego porozumienia, które cóż za paradoks...największe profity gwarantuje przede wszystkim ojczyźnie Angeli Merkel. Chiny, nie miały już ochoty dłużej czekać no rozstrzygnięcia i gotowe były zagrozić interesom fabryk Volkswagena i Daimlera AG, które sprzedają więcej samochodów w komunistycznych Chinach niż gdziekolwiek indziej na świecie, a Niemcy potulnie poddały się dyktatowi z Pekinu.

Według danych Eurostatu z 2019 roku handel między Chinami a Unią Europejską jest wart 560 miliardów, przy czym ogromna większość zysków przypada Pekinowi, podczas gdy dla krajów europejskich oznacza deficyt w wysokości około 164 miliardów. Zupełnie jednak nie przeszkodziło to komisarz Von der Leyen formułować optymistycznych komunikatów na przyszłość, o tym że "Unijne spółki będą korzystać z bardziej uczciwego traktowania". Nie chodzi tu bynajmniej o nasze wspólne interesy ponieważ krytycy paktu nie mają wątpliwości, że zabezpieczone zostały przede wszystkim interesy Niemiec, Chin i w pewnej mierze Francji. Co ma więc na myśli von der Leyen gdy mówi, że osiągnięto "ważny kamień milowy w naszych stosunkach z Chinami i dla naszego programu handlowego opartego na WARTOŚCIACH" ?? Cynizm pani komisarz wydaje się nie mieć granic, biorąc pod uwagę jak rozmawia z rzekomo reżimowymi Polską i Węgrami, a w jaki sposób rozmawia z totalitarnym reżimem komunistycznym z Pekinu. Wszystkie obserwatoria praw człowieka i ambasady zachodnie zgadzają się, że represje w Chinach, osiągnęły poziom brutalności i okrucieństwa nieznany od dziesięcioleci. W dodatku jest to dyktatura uzbrojona w nowe technologie, aby kontrolować każdą jednostkę w każdym miejscu. Zważywszy na zawrotny ekspansjonizm Państwa Środka na wielu polach i kontynentach, z ich zasobami, armią, środkami przymusu, dyscypliną, aparatem partyjnym i przyjacielskimi relacjami z Rosją – sytuacja wydaje się poważna. Porozumienie, które chcą narzucić wszystkim krajom unijnym, niesie wielkie zagrożenie bo w zamian za korzyści handlowe i gospodarcze dla Niemiec – Chiny mogą zintensyfikować kontrolę nad gospodarkami wolnego świata. Pandemia wirusa, okazała się przecież największym "sukcesem eksportowym" w ich historii, bo sparaliżowała wszystkie kraje i największe gospodarki świata z wyjątkiem samych Chin.

Ale cóż... to wszystko wydaje się nie mieć znaczenia w obliczu jakże niedemokratycznych przemian w Polsce i na Węgrzech, które tak bardzo martwią naszych czułych opiekunów z Brukseli, miłujących praworządność i pokój i demokratyczny porządek. I Pekin...

Czytaj też:
Sadowski: Udział UE w skali świata kurczy się
Czytaj też:
Minął rok od wprowadzenia surowej kwarantanny w Wuhanie

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także