Część komentatorów uważa, że lockdown nie przynosi zamierzonych skutków. Niemcy ogłaszają, że znoszą wprowadzone wcześniej restrykcje. Mimo to, rząd wprowadza kolejne obostrzenia. Dlaczego?
Tomasz Latos: Dlatego, że jesteśmy w okresie dynamicznego rozwoju trzeciej fali pandemii. Przypomnę, że w innych krajach było wcześniej bardzo dużo zachorowań. Jesteśmy w związku z tym w zupełnie innej fazie, niż inne kraje UE, które wcześniej wprowadzały te obostrzenia. Wszystko mogło wyglądać inaczej, gdybyśmy wykazali się większą dyscypliną w przestrzeganiu odległości, noszeniu maseczek i dezynfekcji rąk. Wówczas z pewnością sytuacja byłaby zupełnie inna. W tej sytuacji jednak mamy do czynienia z lawiną zachorowań, a z dyscypliną bywa różnie. Nie ma zatem innego wyjścia, jak tylko próba działania w sposób administracyjny, aby nie doszło do sytuacji, w której służba zdrowia nie będzie mogła poradzić sobie z tymi zachorowaniami.
Czy jednak to jest główny powód wzrostu zakażeń? Nie brakuje opinii, że może on wynikać z sezonu sprzyjającego rozwojowi wirusów oraz zwiększonej liczby robionych testów.
Jaka jest zatem inna propozycja? Mamy nic nie robić i czekać, aż szpitale się zapełnią? Żyję właśnie informacją, że mój o wiele młodszy kolega leży podłączony do respiratora. Dzisiaj dowiedziałem się, że inny znajomy również znajduje się w ciężkim stanie. Takich sytuacji jest wiele. Byłem również na pogrzebach osób, które zmarły z powodu Covid-19. Nie mamy wyjścia. Z jednej strony mamy rosnącą liczbę ozdrowieńców i osób zaszczepionych, ale bez zaangażowania społecznego i przestrzegania reżimu sanitarnego nie powstrzymamy pandemii. Nikt przecież nie chce wprowadzać restrykcji, ale jest to konieczność wynikająca z obecnej sytuacji.
Polska znajduje się w czołówce pod względem tzw. zgonów nadmiarowych. Czy zatem rząd przyjął błędną strategię walki z pandemią?
Gdyby jednak nie było różnych obostrzeń i wskutek tego jeszcze więcej osób by się zarażało, to sytuacja byłaby bardziej tragiczna. W konsekwencji służba zdrowia nie nadążałaby z pomocą i wtedy zgonów spowodowanych COVID-19 byłoby jeszcze więcej.
Coraz częściej mówi się też o problemie dużej liczby zgonów na choroby inne niż Covid-19.
Nikt nie mówi, żeby nie leczyć osób, które są poważnie chore i wymagają pilnej interwencji medycznej z innych powodów. Wręcz przeciwnie. Jestem zdania, że wszystkie pilne przypadki, które wymagają działań lekarskich, należy teraz realizować. Jeżeli rozważyć odłożenie czegoś w czasie, to tylko w tych przypadkach, które mogą – podkreślam – kilka tygodni poczekać, kiedy minie największa fala pandemii. Jestem przekonany, że te decyzje w sposób mądry i kompetentny będą podejmowali dyrektorzy szpitali i ordynatorzy poszczególnych oddziałów.
Podczas konferencji premier Morawiecki oznajmił, że prywatny sektor ochrony zdrowia zawodzi w kwestii ratowania życia Polaków. Tymczasem wielu pacjentów ma zupełnie inne doświadczenie: gdyby nie prywatna wizyta, nie dostaliby się do lekarza na czas.
Szanuję każde działanie służby zdrowia, niezależnie od tego, czy jest ona publiczna czy prywatna. Przed jedną i drugą stają dzisiaj wyjątkowe wyzwania wymagające szczególnego podejścia, empatii i powołania, które wiąże się z wykonywaniem każdego z zawodów medycznych.
Jak skomentuje Pan zarzuty Lewicy, która wypomina rządowi, że kościoły na Wielkanoc pozostają otwarte?
Tak się dziwnie składa, że politycy Lewicy wypowiadają się, jakby byli ekspertami od sytuacji w Kościele. Nie mają w tej sprawie wiedzy. Podczas konferencji prasowej było jasno powiedziane, że zwiększono powierzchnię, która przypada na jedną osobę w świątyni. W związku z tym, będzie jeszcze mniej osób podczas poszczególnych Mszy św. Chodzi o to, aby jak to powiedział pan premier, było to przestrzegane przez wszystkich, zwłaszcza przez wiernych, aby nie było niezręcznej sytuacji przy wchodzeniu do kościoła. Wszyscy bądźmy odpowiedzialni, również w czasie Mszy św., zachowując od siebie odpowiedni dystans.
Z kolei środowiska przedsiębiorców reprezentujących zamknięte branże zapewniają, że są w stanie zadbać o reżim sanitarny. Dlaczego według rządu nie mogą otworzyć swoich firm?
Najgorzej będzie, jeżeli tysiąc doradców będzie się wypowiadać na temat tego, co jest lepsze, a co gorsze. Tego typu decyzje były podejmowane po konsultacjach z ekspertami i w wyniku określonych analiz. Jeżeli ktoś wyliczył, że w określonych miejscach dochodzi do większej liczby zakażeń, to przyjmuję to do wiadomości. To jest zawsze trudny wybór. Wierzę jednak, że życie ludzkie jest wartością wyższą niż ekonomia. Polecam wszystkim, którzy śpieszą z różnymi radami, aby zgłosili się do pomocy w szpitalach. Kiedy zobaczą śmierć i cierpienie chorych, wtedy może zmienią zdanie.
Wspomniał Pan o ekspertach. Jak skomentuje Pan zarzuty wobec członków Rady Medycznej działającej przy rządzie, dotyczących konfliktu interesów ws. koncernów produkujących szczepionki?
Ja tego konfliktu nie widzę. Myślę, że gdyby w radzie medycznej, działało nawet kolejnych tysiąc ekspertów – zapewne lekarzy, to każdy mówiłby o konieczności szczepień. Słyszmy zresztą o tym nieustająco w telewizji. Jest to coś, co łączy nawet ponad obecnymi podziałami politycznymi.
Trwają rozmowy o produkcji szczepionki firmy AstraZeneca w Polsce. Niedawno część krajów UE zawiesiła szczepienia tym preparatem, następnie w części z nich przywrócono ten proces. Czy możemy mieć pewność, że jest to bezpieczny produkt?
Europejska Agencja Leków dała w tej kwestii jednoznaczną rekomendację, która powinna zakończyć dyskusję w tej sprawie. Najlepszym dowodem na jej słuszność jest to, że kraje, które na kilkanaście dni zawiesiły szczepienia, powróciły do ich dalszego wykonywania. Popatrzmy też na Wielką Brytanię, która wyprzedza Unię Europejską w zaawansowaniu programu szczepień, realizując go przede wszystkim przy wykorzystaniu szczepionki firmy Astra Zeneca.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.