Szef niemieckiego resortu sprawiedliwości poinformował o kontroli, która ma wykazać, jak to możliwe, że doszło do zamachu w obliczu faktu, że Anis Amri był znany służbom. Mass podkreślił, że także Ośrodek Walki z Terroryzmem wiedział, że jest to osoba stwarzająca zagrożenie.
– W najbliższych dniach będzie raport sporządzony przez wszystkie uczestniczące urzędy, w którym dokładnie zostanie pokazane, kto i kiedy podjął działania i decyzje – zapowiedział.
Efekt zaniedbań...
19 grudnia Anis Amri porwał ciężarówkę, którą wjechał w tłum zgromadzony na Bożonarodzeniowym Jarmarku w Berlinie. W wyniku zamachu zginęło w sumie 12 osób, a 48 zostało rannych. Jedną z ofiar był Polak, któremu Tunezyjczyk uprowadził ciężarówkę. Do zdarzenia doszło w reprezentacyjnej alei Kurfuerstendamm znajdującej się w dzielnicy Charlottenburg, w zachodniej części miasta. Tunezyjczyk zdołał uciec z miejsca zdarzenia, a zastrzelono go podczas przypadkowej kontroli drogowej w Mediolanie 23 grudnia.
Już po zamachu okazało się, że Tunezyjczyk nie otrzymał azylu w Niemczech, w związku z czym miał być wydalony do kraju pochodzenia. Do deportacji jednak nie doszło ze względu na brak dokumentów. Co więcej, niemieckie media informowały, że służby już w lutym ubiegłego roku uznały Tunezyjczyka Amriego za stwarzającego zagrożenie. Śledczy mieli jednak wówczas ocenić, że nie jest prawdopodobne, że rzeczywiście dokona zamachu.
Czytaj też:
Tunezyjczyk podejrzany o zamach w Berlinie zastrzelony w Mediolanie