Wiesław Chełminiak | Osiemdziesiąt lat temu światło dzienne ujrzała „Kariera Nikodema Dyzmy” – arcydzieło ironii, które mąci dobre samopoczucie skuteczniej niż wydumane, antypatriotyczne pamflety spod znaku Gombrowicza i Mrożka.
Powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza – czy się to komu podoba, czy nie – należy do naszego kulturowego kanonu. Jej siłę rażenia zwielokrotnił serial z życiową rolą Romana Wilhelmiego. W PRL „Karierę…” próbowano wykorzystać propagandowo do zohydzania przedwojennej Polski. Książkę zaopatrzono we wstęp przekonujący, że nie ma w niej cienia przesady i tak właśnie wyglądała rzeczywistość II RP. Państwa pogrążonego w permanentnym kryzysie, obojętnego na nędzę chłopsko-robotniczych mas i zarządzanego przez elity zafascynowane faszyzmem.