Łukasz Zboralski: Czy to nie trochę dziwna sytuacja – mieliśmy w kraju jednocześnie wrzenie społeczne czyli ludzi, którzy wyszli przed Sejm, ale i pewien rodzaj kabaretu, czyli szefa Nowoczesnej na eskapadzie z posłanką?
Kazimierz Kik: Szukając tego przyczyn spoglądam na klasę polityczną. I jedno i drugie – czyli to, co poważne i to, co satyryczne – mamy w wykonaniu tych samych ludzi. Mamy klasę polityczną ze społecznego zaciągu, nieprofesjonalną, z listami wyborczymi tworzonymi przez wodzów. Przez 26 lat buduje się ta niedobra tendencja. Nie mamy tego, co mają partie niemieckie czy austriackie – czyli szkół, fundacji, gdzie prowadzona jest praca edukacyjno-ideowa kadr, zwłaszcza wśród młodych. W rozwiniętych demokracjach polityków traktuje się poważnie i widzi się potrzebę ich edukowania do odpowiedzialnego sprawowania funkcji. My mamy demokrację bez demokratów, wykreowane partie, w których jeden polityk jest ogrodnikiem, inny etnografem, a jeszcze inny historykiem. Mamy galerię ludzi wykształconych, ale nieprzygotowanych do sprawowania funkcji.
Jednak w tych grudniowych dniach część ludzi poszła pod Sejm. Czyli uwierzyli, że już tylko siłą można zmienić rząd, że demokracja już się nie liczy?
Widzimy coś w ostatnich latach, co przetacza się przez Europę np. Ukrainę, ale też Afrykę Północną, Egipt, Tunezję czy Syrię – jeśli myśleć o pierwszej fazie tamtejszego konfliktu. Były odruchy prowadzące do obalania rządów demokratycznie wybranych. Myślę, że ten mechanizm funkcjonuje i w Polsce. To jest mechanizm przychodzący z zewnątrz – nie sugeruję skąd, bo nie chodzi mi o jakieś państwo, chodzi mi o nieformalny mainstream w myśleniu. To szkoła dokonywania przewrotów sprawdzona w niektórych miejscach.
Przyglądałem się dwóm Majdanom na Ukrainie i widzę, że w Polsce sytuacja jest zupełnie inna. U nas jest wyższy poziom życia społecznego i gospodarczego. Majdan był niemożliwy. Bo zainspirowanie ludzi przez iskrę – tych, którzy byli na ulicach – i liczenie, że inni się przyłączą jest możliwe tylko wówczas, gdy ludzie są niezadowoleni też ze statusu społecznego i gospodarczego. U nas tego nie ma. Ktoś chciał powtórzyć Majdan w Polsce, ale to się nie powiodło. Mamy te ż lepsze zabezpieczenie psychiczne. Polacy nie czują się tak zagrożeni jak Gruzini czy Ukraińcy. My jesteśmy w UE, a Majdany sprawdzają się poza Unią.
Ale czy to nie są sytuacje niebezpieczne? Bo do przewrotu może się nie uda doprowadzić, ale przecież może się znaleźć nowy Niewiadomski czy nowy Cyba?
No i to jest prawdziwe zagrożenie. Większość społeczeństwa nie ruszy obalać władzy, bo nie ma sytuacji kryzysogennej. Może być spowodowany jednak taki pełzający Majdan. Jeśli są nowe wybuchy konfliktów na różnym tle, to to wszystko będzie się kumulować. Tym bardziej, że w nowym roku mamy trochę niekorzystnych ekonomicznie decyzji – czyli ludzie odczuwają jakieś podwyżki i rząd może wpaść we własną pułapkę, a opozycja może to wykorzystać. Ludzie nie lubią, jak się coś odbiera. Lubią, jak się daje.
Opozycja najpierw twardo protestuje, potem się wycofuje, więc trudno mówić, że ma kontrolę nad tym, co robi – a czy ma kontrolę nad tym, co w związku z takimi działaniami dzieje się ze społeczeństwem?
Większość klasy politycznej jest nieprofesjonalna i ma małe poczucie odpowiedzialności. Dodajmy do tego praktykę przyjętą przez główne siły opozycji – myślę głównie o Nowoczesnej, ale także dotyczy to PO – czyli to, że „im gorzej, tym lepiej”. A cel któremu ta praktyka ma służyć stawiany jest otwarcie: odzyskanie władzy i wyeliminowanie PiS. Jeśli nie ma planu reformowania kraju, a jest plan obalania rządu, przejmowania władzy, to to już nie jest demokracja. Nie mamy opozycji, ale mamy destrukcyjne siły zmierzające do osłabienia fundamentu państwa, jakim jest parlament i rząd wyłoniony w oparciu o demokratyczną większość. To działanie przeciw regułom demokracji. Bo wiemy, że głównym sprawdzianem są raz na cztery lata wybory, a tu ktoś proponuje, by ten mechanizm zakłócić, bo się nie chce podporządkować i czuje się urażony przegraną. To są działania podważające demokrację dla zrealizowania celu politycznego partii. A demokracja raz podważona może nie wrócić do poprzedniego kształtu, bo jak już mówiłem kultura polityczna w Polsce jest niska.
PiS chyba też nie pomagał w rozładowaniu atmosfery. Przez pewien czas media nie były wpuszczane do Sejmu na jednorazowe przepustki, a przecież od sprawy mediów zaczął się ostry polityczny spór. Czy i na rządzącą partię nie spadnie odpowiedzialność, jeśli dojdzie do czegoś złego?
PiS był mistrzem, gdy skonstruował program wyborczy. Właściwie odczytał aspiracje i dążenia Polaków i wygrał wybory. Ale potem wychodzi ta niska klasa polityczna, czyli kadry. A to one decydują o realizacji polityki. Dobre intencje to jedno, ale ich zrealizowanie to drugie.
No to co powinna robić dziś władza?
Nie zwiększać niepokojów. Taktyka w demokracji jest jedna – empatia. Nie należy mnożyć nowych frontów. Rozjuszanie przeciwnika nie wpływa łagodząco na nastroje społeczne. Jest taka stara prawda, że gdy statek się kołysze, kapitan traci kontrolę. Im bardziej wzburzone morze tym mniejsza zdolność kapitana do kierowania okrętem. PiS powinien gasić każdy front, gdy ten się pojawia. I na pewno nie policją. Jeśli rząd głosi, że nie ma zagrożenia demokracji – i ja tak zresztą też uważam – to trzeba dążyć do kompromisu, bo demokracja do wielogłos.
Zastanawiam się jeszcze nad kondycją opozycji. W ostatnim czasie sama się ośmieszyła. Czy PiS w ogóle ma jeszcze politycznych przeciwników?
Opozycja tracąc jeden punkt oporu znajdzie drugi. Bo PiS nie będzie się cofał. Oni znają postawę mentalną polityków Prawa i Sprawiedliwości. Znajdą możliwość innych prowokacji, a te wpływają na atmosferę i z czasem mogą przekroczyć linię zmęczenia społecznego. Musimy pamiętać, że przez konflikty i brak empatii straciliśmy rok, dobre imię w Europie i możemy stracić jeszcze więcej.
Trzeba działać elastycznie, a tego PiS brakuje. Nawet jak mają rację, to nie potrafią unikać ciosów – czyli protestów i działań opozycji. Jeden cis nie powala, ale jak w boksie – duża liczba wyprowadzonych ciosów w końcu wpływa na boksera i może skończyć się nokautem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.