Pszczyna – wersja poszlakowa

Pszczyna – wersja poszlakowa

Dodano: 
Protest pod hasłem "Ani jednej więcej" przed siedzibą Ministerstwa Zdrowia w Warszawie
Protest pod hasłem "Ani jednej więcej" przed siedzibą Ministerstwa Zdrowia w Warszawie Źródło: PAP / Leszek Szymański
10 listopada, dzień 618. Wpis nr 607 | Trafiłem na ciekawy wątek, zapewne spekulacyjny, ale wysoce prawdopodobny. Dotyczy on śmierci „matki z Pszczyny” i tego co się tam mówi o rzeczywistym biegu wypadków i ich powodach.

Wpis na TT od @Grisza76: „Po przedwczesnym odejściu wód, ciężarna powinna trafić do szpitala z I stopniem referencyjności – czyli najbliżej do Zabrza. Dlaczego została przyjęta do podrzędnego szpitala powiatowego w Pszczynie? Odpowiedź jest prosta – bo potraktowano ją „specjalnie” – prywatna pacjentka dyrektora szpitala, więc jako „pacjentka dyrektora” miała status VIP. Wszyscy wiedzą, jak działa ten mechanizm.

Nadal mogło skończyć się inaczej, ale: pacjentka nie potrafiła dodzwonić się do dyrektora a dyżurujący lekarze zastosowali spychologię na zasadzie: „pacjentka dyrektora, więc niech to on podejmuje trudne decyzje”. To niestety bardzo częsta taktyka lekarzy na porodówkach – na przeczekanie, na zasadzie: „natura sama rozwiąże problem”. Gdy zorientowano się, że sytuacja się załamuje – pacjentka już konała i było za późno. Przypomnę, że śmierć nastąpiła 22 WRZEŚNIA.

Dlaczego sprawa wypłynęła dopiero na początku listopada? Zaczęło się poszukiwanie winnych: 7 października rodzina powiadomiła prokuraturę – lekarze umyli ręce – niech martwi się dyrektor. Dyrektor (znany KODomita) być może w porozumieniu z zarządem powiatu (ludzie kojarzeni z PO) wymyślili, by zrobić z tego… sprawę polityczną. Tak się kręci ten biznesik – kombo wieloletnich zaniedbań, „prywatnych folwarków” w publicznych szpitalach, przekonania o całkowitej bezkarności i niewyobrażalnego cynizmu politycznego.

Podkreślam oczywiście, że to są spekulacje – teoretycznie dowiemy się czegoś więcej, gdy prokuratura zakończy badanie sprawy. Trudnej o tyle, że zaniechanie jest trudniejsze do udowodnienia, niż klasyczny błąd. Nie przesądzam, kto jest winny – jak zwykle to splot czynników. O przyczynach dowiemy się sporo później. Wiem, że często to, co słyszymy w mediach ma się nijak do prawdziwych wydarzeń na oddziale szpitalnym. Jedno wiem na pewno – polityczne insynuacje pani pełnomocnik rodziny Zmarłej – były dla mnie poniżej dna. Pojawiło się też sporo hien.

Ta wypowiedź: „na postępowaniu lekarskim zaważyło orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 22 października”. Próba nadania rozgłosu sprawie lub własnej osobie? Obawiam się, że wmieszanie polityki zaszkodzi sprawie i jej mocodawcom. Ewentualny wyrok będzie postrzegany jako polityczny. Poruszamy się w infoburzy i spekulacjach medialnych, dlatego podjąłem próbę usystematyzowania tego, co wiadomo i „co się mówi”. I już na tym etapie widać, jak kłamliwą narrację nam się serwuje”.

Tyle cytat. Myślę, że do tych spekulacji należy dodać trzy wątki. Pierwszy to taki, że jego prawdopodobieństwo potwierdza praktyka. Kto z nas, rodziców, nie miał swego prywatnego „lekarza prowadzącego”, który za dodatkową opłatą opiekował się ciążą i porodem? I kto z nas nie pamięta, że od niego w tych terminach zależało wszystko, zaś cały system szpitalny podlegał jego decyzjom, gdzie pacjentka była prowadzona „na wyłączność” lekarza prowadzącego? I że, w wielu przypadkach, nagły poród czy komplikacje zastawały naszego „opiekuna” czasami w sytuacjach, gdy nie mógł osobiście być przy interwencji.

Po drugie widać, że wpis jest stary, bo pełnomocniczka rodziny Zmarłej nie ma już tak buńczucznych oświadczeń o roli orzeczenia Trybunału w tej sprawie. Jak przystało, wreszcie, na prawnika adwokatka oddała sprawę pod osąd wymiaru sprawiedliwości nie ferując przedwcześnie wyroków, czego prawnikowi na tym etapie czynić nie wypadało.

Trzecia sprawa to zawartość spekulacji. Jeśli merytorycznie potwierdzą się te wątki w trakcie śledztwa, to wyjdzie na kosmiczną manipulację. Ja już pisałem, że pod względem prawnym nagłaśnianie tej sprawy jako zawinionej przez „trybunał Przyłębskiej”, Kaczyńskiego, cały PiS i Kościół to medialne nadużycie dla chętnych i maluczkich. Ale jak się okaże, że to manipulacja mająca oddalić winę lekarza i całość upolitycznić, to tysiące ludzi protestujących na ulicach w sprawie „Izy z Pszczyny” wyjdzie na durni. Mimo, w wielu przypadkach, szczerych intencji protestujących. Ale, jak pisze autor wpisu, sprawa jest tak upolityczniona, że bez względu na jej wynik i tak wszyscy zostaną przy swoim.

Najgorzej, że nawet jak wyjdzie, że lekarze zawinili, to narracja obronna jest już przygotowana, i to publicznie – będą się tłumaczyć, że nie zawinili, ale bali się „klimatu”, antyaborcyjnej „atmosfery” po orzeczeniu Trybunału. A to, że nie miała ona nic wspólnego z literą prawa, które ewentualnie przekroczono, to nikogo nie będzie już interesowało. I jeżeli, tak jak we wpisie, potwierdzi się, że lekarz, by ratować skórę wykręcił tak sprawę, że tysiące wyszło na ulice, to nie będzie tylko wina samego medyka. To wina tych, którzy codziennie gotują te prochy, na które może zawsze paść iskra. Nawet fałszywa. Ale wybuch i ogień będą już autentyczne. Niestety, głównie w swej szkodliwości.

Jerzy Karwelis

Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.

Czytaj też:
Taktyczne pojednanie na Wiejskiej
Czytaj też:
Cmentarny hienizm aborcyjny

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także