Taktyczne pojednanie na Wiejskiej

Taktyczne pojednanie na Wiejskiej

Dodano: 
Posłowie podczas bloku głosowań na sali obrad Sejmu w Warszawie
Posłowie podczas bloku głosowań na sali obrad Sejmu w Warszawie Źródło: PAP / Tomasz Gzell
Dzień 617. Wpis nr 606 || Jak pisałem wczoraj, sztaby polityczne przesiedziały całą noc i ranek, by się przygotować do dzisiejszego sejmowego starcia.

A to sprawa ważna, bo w kwestii granicy opinia publiczna jest mocno zaangażowana i to w sposób niepokojący, głównie dla opozycji. Kupiłem więc czipsy i siadłem sobie o 16.00, by zobaczyć jak to będzie.

Założenia, moje, były następujące. PiS nie chciał tego załatwiać na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, bo co mu z gabinetowych rozmów – trzeba było opozycję wypuścić na publiczne dysputy na żywo, by ta nie wytrzymała i znowu coś palnęła. W obecnej sytuacji totalni są na musiku, bo naród – jak na bank wynika z badań – jest za władzą, opozycja na wygadywała bzdur o tej granicy i teraz jest w kropce: mus zmienić narrację o 180 stopni i w dodatku nie atakować PiS-u. Sprawa więc trudna. Zaś PiS liczył, że się chłopaki znowu nie zdobędą na trzymanie swojego antypisu w ryzach i zarobi się znowu parę punktów z użyciem pożytecznych idiotów z opozycji.

Ale opozycja odrobiła lekcje. To znaczy tam musiało dojść do potężnej dyscypliny, żadnych Jachir i Nitrasów – ci mają siedzieć cicho i czekać na swój czas szydery. Na front wystawi się jakichś obłych a narracje się wymyśli. Najpierw – czego nie można zaatakować. Po pierwsze – świętego ostatnich obrad, czyli mundurowych. To nic, że się tam powygadywało różne kalumnie, teraz brawka i podziękowania – może zapomną żeśmy śpiewali z innej nutki. Czyli mieliśmy nietykalnego, ale i tak cwana telewizja Kurskiego trzymała przy transmisji na twardo dwa równoczesne kadry – przemawiających z rządu i ławki górki opozycji: trójcę nienajświętszą, czyli Kidawę, Kamysza i Budkę. I udało się Kurskiemu złapać towarzystwo – jak premier dziękował mundurowym i cały Sejm, wstał, to totalni siedzieli, nawet brawka nie bili. A więc z jednego świętego – klops.

Druga sprawa – zapora. Tu też nie wypadało opozycji wytykać, okazała się nie tak święta jak mundurowi, ale tak na 80%. To nic, że to była kolejna żaba, bo wcześniej opozycja głosowała przeciwko budowie zapory – i jak byśmy się bez niej, jak i bez stanu wyjątkowego w pasie granicznym teraz mieli? A więc nie mówimy, nie ganimy, bo by się okazało, że byliśmy przeciw. Ale coś trzeba przecież PiS-owi wytknąć.

PiS liczył na to, że opozycja nie wytrzyma i znowu samobójczo dla sondaży zaatakuje chwilowych bohaterów znad granicy. A więc na początku zawistował spokojnie. Premier praktycznie nic, że opozycja była przeciw dzisiejszym rozwiązaniom, które nam podratowały integralność granicy. Nawet się zrobiło przemiło, bo zaczęto się licytować kto bardziej chce jedności w chwili próby. Zaczęło wiać pewną nudą, bo się okazało, że jak scena polityczna, oparta przecież na konflikcie, się ze sobą zgadza, to jest nudno, ale niemerytorycznie, bo politycy w Polsce utracili zdolność debaty o pryncypiach. Co prawda Kamiński i Błaszczak zrobili parę wrzutek i podpuch w kierunku opozycji, ale ta nie dała się sprowokować.

Wypuściła Siemoniaka, pewnie za karę za popijawę u Mazurka, ten tam nie pochwalił, nie zganił, ale wrzucił parę wątków, które wyraźnie były wykombinowane w nocy lewą ręką przez prawe ucho i rozdystrybuowane w wątkach wystąpień opozycji. Ale do nich wrócimy na końcu. Przyeskalował Czarzasty z lewicy, ale w wersji zgranej, czyli humanizmu wobec uchodźców i – powtarzającego się z ław opozycji – wezwania, by „coś” zrobić. Kamysz znów nieudolnie zaczął emulować PSL jako trzecią siłę ponad podziałami, za to Konfederacja przyłożyła wszystkim stronom po równo, czyli symetrystycznie.

W sumie wyszedł remis ze wskazaniem, ale tylko dlatego, że opozycja się jakimś cudem i pewnie olbrzymim wysiłkiem powstrzymała przed zgranymi narracjami, chociaż jak w wystąpieniach totalnych o granicy pojawili się Ziobro z Izbą Dyscyplinarną to zaczęły się powroty w stare koleiny. PiS chciał by się opozycja wypuściła, ta się nie dała. Podkręcili trochę ultrasi w sesji pytań (o dziwo Kukiz’15) i wyszło patowo.

Myślę, że zadecydowały badania opinii, które wyraźnie wskazywały, że atakowanie PiS-u odbije się na atakujących, ale coś trzeba było powiedzieć, z tym, że w tym przypadku, z należytą starannością i bez zwyczajowej dezynwoltury. Co więc można było odcedzić z tego szumu? Pierwszy wątek: czemu nie umiędzynaradawiacie kryzysu? Trzeba gadać z Unią, Frontexem, NATO, zwołać Radę Europejską. A wy nic. No, na razie PiSowi wychodzi, że lepiej by się bez pomocy wykazał przed narodem. Jest poza tym skonfliktowany z Unią, a więc trudno zaraz mu prosić o pomoc, której na razie nie potrzebuje i sam zbiera medale z kartofla. Druga sprawa – czemu nie wezwiecie do sankcji? No pewnie z tych samych powodów, żeby się nie zwracać do Unii o pomoc, ale tu się chyba chłopaki przełamią.

Trzeci postulat był najciekawszy. Jedna z posłanek, chyba Kidawa, powiedziała, że opozycja by się z chęcią włączyła we współpracę (cud, ludzie, cud), ale nic nie wiedziała od rządu, bo ten jej nie informował o sytuacji. W związku z tym zażądała… wpuszczenia na teren stanu wyjątkowego mediów. Bo inaczej, uwaga! uwaga! – opozycja jest skazana na jednostronny przekaz z wrażej strony łukaszenkowo-putinowskiej. (Co było rzeczywiście widać poprzez powielanie łukaszenkowej narracji in exstenso przez polskie media opozycyjne). To oznacza, że opozycja będzie czerpała obraz świata… z relacji mediów. To ja może podsumuję obraz tego świata sprzed zamknięcia strefy, kiedy media hulały sobie po terenie konfliktu: kot, który przeszedł tysiące kilometrów z Afganistanu, kucharz, co zrobi zupę wszystkim Polakom, zmarznięta dziewczynka, rozmowy z uchodźcami o wrzucaniu dzieci do ogniska przez pograniczników, relacje z przemytu ludzi w celach humanitarnych, kuszenie cukierkami dzieciaków dla fotki, domniemywana historia podpaski znalezionej w lesie. Takie to cuda mieliśmy od mediów. I takich źródeł informacji o konflikcie domaga się opozycja.

A więc odbyło się kolejne teatrum. Przynajmniej morale mundurowym się podniosło, bo wszyscy klaskali. Ale czy w to uwierzą – nie wiadomo. Wiadomo, że to nie koniec konfliktu, że będzie eskalował. Mimo tego, że – na pokaz – scena polityczna dała pozory jedności w obliczu. Ale nikt się na stałość tej taktycznej miłości chyba nie dał nabrać. A już na pewno nie Putin z Łukaszenką. Ci mają u nas niewyczerpane zasoby wewnętrznego konfliktu, do którego się mogą odwołać. Nie wiadomo więc czy winić iskrę, czy tych, którzy gromadzą ciągle te prochy, gotowe na niespodziankę.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także