Czym spowodowany był niedawny deficyt rezerw energii w Polsce?
Wojciech Jakóbik: Mamy określone rezerwy mocy, które muszą być do dyspozycji operatora sieci elektroenergetycznej. One spadły poniżej wyznaczonego poziomu w systemie, dlatego trzeba było je uzupełnić. Rezerwy są gromadzone na zapas właśnie po to, by w razie zwiększonego zapotrzebowania - zmniejszonej podaży przez usterki lub planowane remonty - można było dostarczyć moc. Zapas trzeba było utrzymać i w tym celu skorzystaliśmy z pomocy zagranicy kupując energię od naszych sąsiadów.
Czy tego rodzaju sytuacje zdarzają się w Polsce często, czy był to pewien precedens?
Mamy coraz większe zapotrzebowanie na energię, coraz większe szczyty tego zapotrzebowania i nie ma reguły, kiedy one się pojawiają. Obecny wzrost związany m.in. z atakiem zimy, a z drugiej strony z planowanymi remontami i wyłączeniami bloków energetycznych w Polsce, skurczył te rezerwy do poziomu, który skłonił nas do sięgnięcia po pomoc. Dawno nie musieliśmy korzystać z takiego rozwiązania, natomiast dobrze, że ono jest. Temu służy wspólny rynek energii w Unii Europejskiej, żeby wymieniać się dostawami.
Daleko nam jeszcze do blackoutu. Zanim zaczniemy mówić o blackoucie, jest jeszcze szereg stopni coraz trudniejszej sytuacji, która dopiero na końcu prowadzi do niekontrolowanego przerwania dostaw energii.
Kto w takim przypadku jako pierwszy na własnej skórze odczułby brak energii w polskiej sieci elektroenergetycznej?
Teraz uzupełniamy rezerwy mocy poprzez import z zagranicy. Następnym krokiem byłoby uruchamianie rezerwowych elektrowni, które są utrzymywane tylko po to, żeby w sytuacji awaryjnej dostarczyć więcej mocy do sieci. Są to zwykle stare, zapyziałe bloki energetyczne, które mają ratować nas w trudnej sytuacji. Rynek nie odczułaby tego rozwiązania, poza tym, że trzeba było te dostawy energii oczywiście opłacić.
Następnym krokiem są ograniczenia poboru mocy, które są wprowadzane przez operatora i nakazują największym konsumentom przemysłowym ograniczenie poboru energii, żeby zapobiec destabilizacji sieci. Wtedy w sposób planowy przedsiębiorcy zużywający najwięcej energii muszą zmniejszyć jej użycie, a więc np. zmniejszyć plany produkcyjne. To miałoby już wymierny skutek ekonomiczny.
Dopiero wtedy, kiedy skorzystalibyśmy z tych wszystkich narzędzi, a i tak nie bylibyśmy w stanie zaspokoić zapotrzebowania, które przerosłoby nasze oczekiwania i plany, mogłoby dojść do tzw. blackoutu, czyli niekontrolowanej przerwy dostaw energii, która powoduje, że przedsiębiorca, albo gospodarstwo domowe nie dostaje energii elektrycznej. Takie sytuacje miały miejsce w czasie komunizmu, kiedy w Polsce często na osiedlach brakowało energii, ponieważ mieliśmy niewydolną sieć elektroenergetyczną, problemy z elektrowniami, stary system.
Polska musi inwestować w nowe moce wytwórcze, czyli nowe elektrownie, które będą spełniać rygory polityki klimatycznej z jednej strony, a z drugiej strony zapewnią bezpieczeństwo dostaw. Z tego względu w latach dwudziestych Polska będzie inwestować w gaz, bo nie ma nadal atomu. W latach trzydziestych chce inwestować w atom. Rozwojowi tych źródeł będzie towarzyszyć cały czas bardziej oddolna rewolucja odnawialnych źródeł energii. Zapewniają one dostawę coraz większych podaży energii, natomiast cały czas w sposób niestabilny, bez magazynów energii. Nie możemy być pewni tych dostaw, czasami są poniżej, czasami powyżej potrzeb i konieczna jest stabilizacja tych źródeł.
Czy do podobnej sytuacji doszłoby w Polsce, gdyby została wstrzymana praca elektrowni w Turowie, czy skala problemu byłaby wtedy dużo większa? Jak Polska wtedy uzupełniłaby swoje niedobry energii?
Operator patrzy z lotu ptaka na to, co się dzieje w całym systemie. Patrzy na bloki, które pracują, patrzy na te, które zostały wyłączone zgodnie z planem np. ze względu na remonty, jak i na te które wypadły z sieci wskutek usterek. Niestety nasze elektrownie węglowe mają przeważnie po kilkadziesiąt lat i one coraz częściej wypadają w sposób niekontrolowany z sieci. Do pewnego momentu operator jest w stanie swobodnie bilansować to zapotrzebowanie importem lub dostawą z innych źródeł. Często pomagają tez odnawialne źródła energii.
Jeżeli jest wytwarzane duże energii np. na morzu w Niemczech, nadwyżki tej energii trafiają do nas. Jeżeli w lecie jest duże wytwarzanie z fotowoltaiki w Polsce, to bardzo nam pomagają takie dostawy. Ale najpewniejsze rozwiązanie to własne mocne wytwórcze, czyli elektrownie, na które możemy liczyć. Obecnie z punktu widzenia polityki klimatycznej, ale też polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, jest to koronny argument za energetyką jądrową, która jest bezemisyjna i jednocześnie stabilna.
Kolejne usterki, takie jak problem w Bełchatowie, czy załóżmy wyłączenie wskutek decyzji regulacyjnej elektrowni w Turowie, to kolejne obciążenie dla operatora, który musi szukać alternatyw. Do pewnego momentu jest w stanie ich szukać, ale kiedy skończą mu się te możliwości, dochodzi do blackoutu. Na szczęście jesteśmy daleko od tego scenariusza, ale nie wolno spoczywać na laurach, ponieważ za wolno budujemy nowe elektrownie. Mamy mniej więcej na styk tyle mocy wytwórczej, ile średniego zapotrzebowania. Szczyty zapotrzebowania coraz cześciej nas zaskakują i płacimy coraz więcej za ich łagodzenie poprzez rozwiązania inne, niż własne elektrownie.
Czytaj też:
Niedobór rezerw mocy w Polsce. Komunikat PSECzytaj też:
Komisja Europejska: Polska nie płaci kary za Turów
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.