Niski kurs liry, tureckiej waluty, której wartość w ubiegłym roku spadła blisko o 50 proc., to bezsprzecznie zachęta do odwiedzin, ale wzrost cen niemal z dnia na dzień może zniechęcać, nie mówiąc o niedogodnościach, które wiążą się z koniecznością wymieniania pieniędzy w małych ilościach, za to często. Cudzoziemcy bez problemu mogą wybrać się gdzie indziej, ale miliony Turków nie mają wyboru innego niż zaciskanie pasa. I chętnie o swej, często dramatycznej sytuacji opowiadają wysłannikom światowych mediów, którzy masowo zjeżdżają ostatnio i do Stambułu, i na turecką prowincję, by zobaczyć, jak kończy się turecki cud gospodarczy.
Kapusta, kryptowaluty i złoto
„Kilogram cebuli i główka kapusty – oto, na co mnie stać – opowiada mieszkanka Stambułu. – Chleb, jogurt i zupa kapuściana – to musi nam wystarczyć na kolację”. Inna mieszkanka tego miasta, matka malutkiego dziecka, mówi, że musi oszczędzać nawet na pieluszkach. Kupuje najtańsze i rzadziej je zmienia. Pensja jej męża, w wysokości 5 tys. lir (ok. 350 dol.) zmusza do maksymalnych oszczędności. Kolejna opowiada, że wraz z rodziną przenosi się do teściów, bo dzięki temu wszyscy zaoszczędzą na czynszu.
Na wsi wcale nie jest lepiej, bo drastycznie wzrosły koszty produkcji: ceny paliwa, maszyn rolniczych, nawozów, środków ochrony roślin. Właściciele sadów, gospodarstw, plantacji skarżą się, że zarobek ze sprzedaży plonów nie pokrywa ponoszonych kosztów. „Aby spłacić długi, które zaciągamy, możemy sprzedawać po kawałku ziemię i winnice. Ale gdy wszystko sprzedamy, z czego będziemy żyć?” – mówi rozgoryczona kobieta z okolic miasta Pamukova.
Oszczędzają wszyscy, nie tylko najbiedniejsi. Zamożniejsi ratują się wyprzedawaniem złotej biżuterii, obrazów czy innych wartościowych rzeczy. Naprawdę bogaci zaś pospiesznie wyzbywają się tureckich lir, zamieniając je na dolary czy właśnie złoto.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.