(...)W żyjącym na wariackich papierach światku artystycznym ty jesteś wyjątkiem: od lat to samo miasto, ten sam kabaret, ta sama żona, to samo dziecko. Spokojny, rodzinny facet, który kiedy nie gra, siedzi w domu pod Lublinem.
Ja jestem pożyteczną komórką społeczną, żyję sobie spokojnie, płacę podatki, nie robię skandali, żaden ze mnie temat dla tabloidów. Nuda, rutyna, odcinanie kuponów. I jest mi z tym dobrze. Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej, przecież oprócz posady czy mieszkania w życiu liczą się rodzina oraz przyjaciele – ja wszystkich mam w Lublinie i się stąd nie ruszam. Fascynację życiem show-biznesowym mam już za sobą. Każdy dorasta. Kiedyś w trasie bywałem taki nakręcony, że miałem ksywę Nowy Jork, bo nigdy nie spałem. Teraz mogę powiedzieć, że odnalazłem swoje szczęście najbliżej, gdzie mogłem. Rodzice koleżanek mojej córki dziwili się: Jak taki znany pan z telewizji może odwozić rano córkę do szkoły? A ja się dziwię, że oni się dziwią. Lubię normalne życie. To dla mnie przyjemność.
Koledzy z kabaretu się ze mnie śmieją – gdy dwa lata temu zobaczyli, że kupuję książki o ogrodnictwie, powiedzieli, że już ze mną koniec. A ogród przy domu to moje oczko w głowie. Jestem fanatykiem trawy. Hoduję, koszę, nawożę, podlewam. Mam minigolfa, sztuczny green, trzy dołki. To jest moje święte miejsce. I żyję. Pod Lublinem. (...)