Czytaj też:
Powstanie Warszawskie. W stolicy zawyły syrenyWzrusza mnie ta oddolna demonstracja polskiego patriotyzmu i ten hołd składany przez ludzi w różnym wieku, z różnych środowisk, z różnych zawodów i mieszkających w różnych częściach kraju i poza nim – hołd dla tych, którzy ginęli za wolność i niepodległość.
To moje wzruszenie nie ma nic wspólnego z jakąś apologią decyzji o podjęciu Powstania Warszawskiego, bo tutaj przecież na drugiej szali jest około 200 tysięcy poległych warszawiaków, w tym 180 tysięcy ludności cywilnej (głównie w niemieckich rzeziach Woli i Ochoty) oraz blisko 20 tysięcy powstańców, a więc żołnierzy. Dodajmy do tego całkowite zrównanie Warszawy z ziemią i nieprawdopodobne straty materialne, w tym nieodwracalne straty dóbr kultury.
Przy okazji obchodów rocznicy powstania zawsze obserwować można wielkość i małość. Wielkość powszechnego, spontanicznego patriotyzmu, niekierowanej przez nikogo fali solidaryzmu narodowego – i małość niektórych polityków. Chodzi głównie o samorządowców, prezydentów niektórych miast, którzy np. nie chcieli włączyć syren o godzinie 17:00. Ich liczba zmniejszyła się od wiosny, gdy w związku z rocznicą smoleńską prezydenci miast związani z opozycją demonstracyjnie odmówili włączenia syren i w ten sposób uczczenia pamięci rodaków poległych przed dwunastoma laty na rosyjskiej ziemi. Uczynili tak pod żenującym pretekstem… niepowodowania traumy u ukraińskich uchodźców! Teraz liczba tych małych ludzi na wielkich stanowiskach zmniejszyła się, ale dalej są częścią naszego życia publicznego – i dalej je zatruwają.
Do tych "małych ludzi do małych (politycznych) interesów" zaliczam również prezydenta Warszawy, który uparł się zakazać marszu ku czci Powstania Warszawskiego. Żenada, nic więcej.
Powstanie Warszawskie to dla mnie sprawa osobista, rodzinna. Zginęła w nim starsza siostra mojego ojca. Niemcy zabili ją w szpitalu na Woli. Ojciec, mając 10 lat, uciekł z mieszkania dziadków Czarneckich przy ulicy Wareckiej 9 (w tym miejscu jest teraz ulica Kubusia Puchatka) "do powstania". Przenosił listy powstańczej poczty. Rodzinę mamy i ojca – oboje urodzeni w Warszawie – Niemcy wyrzucili z Warszawy w ramach "oczyszczania" stolicy z polskiej ludności cywilnej. Ojciec do tej pory każdego roku – także w tym – jest 1 sierpnia na warszawskich Powązkach. A ma już 88 lat. Do powstania nie dożył kuzyn mojej mamy, oficer AK, kapitan Jerzy Bieliński, pseudonim "Ostrowski" – zginął w partyzantce.
Dla mnie oczywisty hołd dla Powstańców Warszawy nigdy nie będzie automatycznie oznaczać bezkrytycznej aprobaty decyzji o jego wybuchu.
Ryszard Czarnecki jest europosłem PiS, byłym wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego.
Czytaj też:
Powstanie Warszawskie. 20 faktów, które trzeba znaćCzytaj też:
Powstanie Warszawskie. "Największy przykład polskiego bohaterstwa"
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.