Jak się niedawno okazało, przed nami podwyżka podatku od paliw. I to niemała, bo pociągająca za sobą wzrost cen każdego litra benzyny, oleju napędowego i LPG o ok. 25 gr. Tym razem odbędzie się to pod hasłem: „Więcej pieniędzy na drogi lokalne”. Rząd uznał, że nie wystarczy jeden, istniejący Krajowy Fundusz Drogowy (KFD) i trzeba powołać do życia kolejny – Fundusz Dróg Samorządowych (FDS), a nade wszystko zdobyć dużo więcej pieniędzy. Wpływy z nowej „opłaty drogowej” mają być rozdzielone między KFD i właśnie FDS. Wkrótce znowu zdrożeją też polisy tym razem wskutek nałożenia 23-procentowej stawki VAT na usługi pomocnicze świadczone na rzecz firm ubezpieczeniowych. Jednak to nie koniec złych wieści. Sejm pracuje bowiem nad „opłatą węglową”, przeznaczoną na rozbudowę przemysłu energetycznego, która będzie doliczana do rachunków za prąd. Ta operacja ma kosztować przeciętną polską rodzinę ok. 60 zł rocznie. Na horyzoncie także spora podwyżka podatku za wodę.
A ile jeszcze takich niespodzianek czyha na nas w najbliższym czasie? I czy ich powodem jest „tylko” obawa przed osłabieniem koniunktury, które przecież – prędzej czy później – nadejdzie, i związanym z tym co najmniej obniżeniem tempa wzrostu dochodów budżetowych? Czy jednak wicepremier Morawiecki obawia się kłopotów finansowych już teraz – w związku z większymi, niż zakładano, wydatkami na program „Rodzina 500+” oraz – zwłaszcza – kosztami czekającego nas od października obniżenia wieku emerytalnego? I na wszelki wypadek – na wypadek, gdyby wzrost przychodów kasy państwa z uszczelniania odziedziczonego po rządach Platformy i PSL dziurawego systemu podatkowego nie wystarczył na pokrycie rosnących wydatków socjalnych pod rządami ekipy PiS – stara się je już teraz możliwie jak najbardziej powiększyć?
A może – i to jest trzecia ewentualność – Morawiecki podnosi podatki, by mieć więcej pieniędzy na inwestycje infrastrukturalne, bo z faktycznie coraz wyższych obecnych wpływów podatkowych, przy jednocześnie jeszcze szybciej rosnących wydatkach na cele socjalne, już na nie po prostu nie wystarcza? Ta ewentualność oznaczałaby, że nie jest ani tak dobrze, jak zapewnia wicepremier Morawiecki, ani tak źle, jak chcieliby jego oponenci. A jak jest naprawdę, przekonamy się mniej więcej za rok.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.