– Groźby Putina należy traktować poważnie – ostrzega też była kanclerz Niemiec Angela Merkel. A rosyjski historyk i pisarz Jurij Felsztyński przekonuje, że od lutego trwa już trzecia wojna światowa, a Putin może chcieć zapisać się w historii jako ten, który nie bał się rozpoczęcia atomowego konfliktu.
– Chciałbym przypomnieć […], że nasz kraj dysponuje rozmaitymi środkami rażenia, a niektóre są bardziej nowoczesne niż te, którymi dysponuje NATO. Jeśli integralność terytorialna naszego państwa będzie zagrożona, to z pewnością użyjemy wszystkich dostępnych nam środków, by bronić Rosji i naszych obywateli – groził we wrześniu Władimir Putin. – To nie blef. Ci, którzy usiłują szantażować nas bronią atomową, powinni wiedzieć, że kierunek wiatru może się zmienić na ich niekorzyść – grzmiał rosyjski przywódca.
Największy arsenał świata
– Władimir Putin nie żartuje, kiedy mówi o potencjalnym użyciu taktycznej broni atomowej lub broni biologicznej czy chemicznej, ponieważ jego armia, można powiedzieć, osiąga słabe wyniki – oznajmił 7 października amerykański prezydent. Joe Biden zauważył, że ryzyko użycia broni atomowej jest obecnie największe od czasów kryzysu kubańskiego w 1962 r., i przekonywał, że nie wierzy, iż można użyć taktycznej broni atomowej, nie doprowadzając jednocześnie do nuklearnego armagedonu.
Chociaż wydarzenia na ukraińskim froncie kompromitują dowódców „drugiej armii świata”, to jeśli chodzi o arsenał jądrowy, to Rosja nadal jest bezsprzecznie na pierwszym miejscu w świecie. Kraj rządzony przez Putina ma ok. 6,4 tys. głowic nuklearnych. Rosja ma również w swoim arsenale ok. 500 nośników broni strategicznej (rakiety balistyczne, ładunki umieszczone na pokładzie okrętów podwodnych czy bombowców strategicznych) oraz niemal 1,5 tys. gotowych do natychmiastowego użycia głowic jądrowych, bo na tyle pozwala porozumienie Nowy START z USA, ograniczające arsenały jądrowe obu stron. Rosjanie dysponują też szacowanym na ok. 2 tys. ładunków arsenałem taktycznym, czyli ładunkami o mniejszej mocy, które mogą być przenoszone przez rakiety krótkiego i średniego zasięgu, lotnictwo taktyczne etc. Powszechnie znanym środkiem przenoszenia są np. rakiety balistyczne Iskander, które mogą być uzbrojone zarówno w głowicę z ładunkiem konwencjonalnym, jak i jądrowym. Są one trudne do zestrzelenia, bo Rosjanie wyposażają je w przypominające długie rzutki do darta, naszpikowane elektroniką i emitujące ciepło wabiki, które utrudniają skuteczne działanie obrony przeciwrakietowej. Strona, która jest celem ataku, do momentu uderzenia nie wie zaś, czy dana rakieta jest wyposażona w ładunek konwencjonalny czy nuklearny.
Dla porównania: liczbę głowic będących w posiadaniu Stanów Zjednoczonych szacuje się na ok. 5,8 tys. Pozostałe kraje Zachodu mają już o wiele skromniejsze zasoby najbardziej śmiercionośnej broni w historii ludzkości. Dokładnych danych brak, ponieważ państwa szczegółowe informacje o swych programach jądrowych trzymają w tajemnicy. Spekuluje się jednak, że Francuzi mają ok. 290 głowic, a Wielka Brytania ma ich mniej więcej 215.
Polska nie dysponuje bronią atomową, ale podobnie jak inni sojusznicy z NATO znajduje się pod „atomowym parasolem” Stanów Zjednoczonych. Niestety, „parasol” ten nie działa jak tarcza antyrakietowa i nie jest w stanie fizycznie ochronić danego terenu przed atakiem bronią jądrową – funkcjonuje za to w oparciu o doktrynę odstraszania. Kraj, który zdecyduje się użyć ładunku jądrowego wobec państwa NATO, musi się liczyć z atomowym kontratakiem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.