Polska przed zawałem. Rozmowa z Arturem Dziamborem o stanie gospodarki
  • Ryszard GromadzkiAutor:Ryszard Gromadzki

Polska przed zawałem. Rozmowa z Arturem Dziamborem o stanie gospodarki

Dodano: 
Artur Dziambor, poseł Konfederacji. Zdjęcie ilustracyjne
Artur Dziambor, poseł Konfederacji. Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Piotr Nowak
Z Arturem Dziamborem, posłem Konfederacji rozmawia Ryszard Gromadzki.
Ryszard Gromadzki: Gdyby miał pan opisać stan polskiej gospodarki tej jesieni, używając terminologii medycznej, to jakiego określenia by pan użył?

Artur Dziambor: Myślę, że możemy mówić o stanie przedzawałowym. Wszyscy przedsiębiorcy, którzy pracę swoich firm opierają na nieruchomościach, które trzeba wynajmować, płacąc co miesiąc rachunki za prąd i gaz, zastanawiają się dziś, czy przetrwają tę zimę. Niektórzy już dziś decydują się na ogłoszenie pracownikom, że tej zimy nie przetrwają, w związku z czym pracownicy powinni zacząć szukać szczęścia gdzie indziej, w innych branżach. Oczywiście ta sytuacja dotyczy przede wszystkim sektora prywatnego, w mniejszym stopniu sektora państwowego, bo idąc za maksymą zmarłego niedawno Jerzego Urbana, „rząd się wyżywi”. Podobnie też „wyżywią się” spółki Skarbu Państwa. Tymczasem każdego dnia słyszymy o tym, że upada jakaś firma. Naturalnie są kategorie przedsiębiorców, którzy nie potrzebują pewnych rzeczy w takim stopniu jak inni, obywają się bez obiektów, za które muszą płacić, mają mobilnych pracowników itp. Każdy biznes jest inny.

Mówimy o piekarzach, restauratorach, hotelarzach. Wielu z nich dziś ledwie wiąże koniec z końcem…

Ich miałem na myśli. Kilka dni temu dowiedziałem się, że najstarsza i najbardziej znana piekarnia w moim mieście, Gdyni, zamyka się z końcem grudnia, ponieważ jej właściciele dostali informację, że podwyżka cen prądu i gazu będzie pięciokrotna w stosunku do tego, co płacą dziś. W związku z tym nie są w stanie produkować za taką cenę jak obecnie. Właściciele tej piekarni zwracają uwagę na jeszcze jeden fakt, związany z tym, że rząd bawi się propagandowo minimalnym wynagrodzeniem krajowym, zmuszając przedsiębiorców do tego, żeby płacili państwu dodatkowe pieniądze za to, że zatrudniają pracowników. Zaznaczę, że podwyżka minimalnej pensji krajowej może daje temu pracownikowi dodatkowo 200 czy 300 zł, ale jednocześnie za każdego takiego pracownika budżet państwa zyskuje dodatkowo kilkaset złotych, które wyciąga z kieszeni przedsiębiorcy.

Kto lub co pana zdaniem ponosi odpowiedzialność za ten stan rzeczy? Putin, bo rozpętał wojnę na Ukrainie, pandemia, która rozregulowała nasze życie i gospodarkę?

Nie. Rząd Prawa i Sprawiedliwości rządzi od siedmiu lat. Wszystko, co się dzieje w Polsce, dobrego i złego, to jest ich sprawka bądź ich zasługa. Jeżeli sektor publiczny działa dobrze, to dzięki nim. Ale jeśli w gospodarce idzie teraz źle, to tylko przez nich.

Cały wywiad dostępny jest w 43/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także