"Sytuacja absolutnie się zmieni po odejściu Putina, zatem nie ma co mówić, że wojna będzie trwała dwadzieścia lat i więcej. Od 2014 roku minęło trochę czasu, ale mamy teraz zupełnie inne stanowisko Zachodu w sprawie tzw. operacji specjalnej. Daję zatem gdzieś 2-3 lata. Zakończenie działań militarnych to jest jedno, a dogadanie się w kwestii pokoju to druga kwestia. Wojsko będzie na pozycjach dopóki się politycy nie dogadają. Jest pytanie, czy obie strony zgodzą się na to, co np. międzynarodowy arbitraż może wprowadzić i nakazać do realizacji" – wskazał gen. Kraszewski w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Konieczne wejście sił Organizacji Narodów Zjednoczonych?
Były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w BBN został też zapytany, czy jest szansa na to, że Ukraina wróci do terytorialnego stanu posiadania sprzed 2014 r. "To jest realne, tylko jeżeli popatrzymy na granice rosyjsko-ukraińską i białorusko-ukraińską, to kontrolowanie tych granic w taki sposób, by się tam nic nie działo, nie dochodziło do incydentów, będzie niezmiernie trudne nawet po zawarciu pokoju. Popatrzmy na granicę libańsko-izraelską. Kontyngent ONZ cały czas tam jest. Śmiem twierdzić, że by definitywnie uniemożliwić albo ograniczyć do niezbędnego minimum oddziaływanie Federacji Rosyjskiej i Białorusi na Ukrainę, to będzie konieczność wprowadzenia sił pokojowych" – ocenił wojskowy.
Gen. Jarosław Kraszewski wskazał, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wkroczenie "błękitnych hełmów", czyli sił ONZ. "Wejście kontyngentów NATO-owskich byłoby chyba raczej dolewaniem oliwy do ognia" – ocenił wojskowy.
Czytaj też:
Złe wieści dla Ukrainy. USA nie dostarczą zaawansowanych dronów