W ten sposób można sparafrazować znane powiedzenie, że "sprawiedliwość społeczna" tym różni się od "sprawiedliwości" czym "krzesło elektryczne" od "krzesła".
Zacznijmy od przypomnienia, dlaczego w ogóle mamy zmienić obecny model na nowy. Otóż po to – wskazują globaliści – by uratować planetę przez katastrofą klimatyczną. Działania na rzecz ochrony środowiska zawsze są potrzebne. Leży to niewątpliwie w interesie nas wszystkich. Ten, komu nie zależy, żeby planeta przetrwała, musi być złym człowiekiem.
Kapitalizm interesariuszy
Istotą kapitalizmu interesariuszy jest "globalna gospodarka działająca dla dobra postępu, ludzi i planety". Brzmi być może wspaniale. W czym zatem problem? W tym, że aby osiągnąć ten cel, mamy zrezygnować z olbrzymiego zakresu wolności i dokonać "trudnych wyborów", w przełożeniu na język ludzki oznaczających daleko idące zubożenie dla "ratowania klimatu". Twierdzi tak nie byle kto, bo prof. Klaus Schwab, założyciel i prezes Światowego Forum Ekonomicznego, przez złośliwych nazywany frontmenem globalistów. Model jest już częściowo realizowany. Prezydenci i premierzy przyjeżdżają po wytyczne na coroczny zjazd globalistów do Davos, podczas którego perorują o konieczności ustanowienia "nowego porządku świata". Potem parlamenty wdrażają otrzymane instrukcje do porządków prawnych poszczególnych państw, a kosztami obciążają podatników. Postęp ten odbywa się przy wsparciu zatroskanych o los planety niezależnych ekspertów, zgadzających się z opinią korporacji, które im płacą. Nazywamy to elegancko "konsensusem naukowym".
Koncepcję zmian Schwab wyłożył w książce "Kapitalizm interesariuszy". Podobnie jak cała agenda "Wielkiego Resetu" dzieło zawiera mnóstwo szczytnych haseł i apeli, kierowanych do całej ludzkości, ale w szczególności do najbogatszych. Hasłowo rzecz ujmując, są cztery grupy interesariuszy: rządy, społeczeństwo obywatelskie, przedsiębiorstwa i społeczność międzynarodowa. Postawione przed nimi zadanie polega na "zoptymalizowaniu działalności pod kątem celu bardziej ogólnego niż zysk". Krótko mówiąc, mają działać na rzecz "dobrostanu ludzi i planety". Brzmi pięknie. Szczególnie gdy skierujemy uwagę na wielkie, ponadnarodowe korporacje, ciężko się nie zgodzić. Nie w samym celu jednak problem, lecz w metodzie.
Wzorem państwo opiekuńcze
Najpierw jednak, wobec chaosu semantycznego panującego we współczesnym świecie, warto odnotować rzecz podstawową. Mamy oto zastąpić "kapitalizm" "kapitalizmem interesariuszy". Tymczasem w Europie nie ma dziś żadnego kapitalizmu. Są rozkładające się państwa opiekuńcze, w różnym tempie roztrwaniające wypracowane w okresach wolnego rynku bogactwo. A "państwo opiekuńcze", jak zauważa w swojej książce o takim tytule Tom G. Palmer, jest jedynie "kosztownym złudzeniem". Rynki te, określane przez część badaczy "koordynowanymi" (Coates, Boyer, Ingham) przeszły zasadniczą ewolucję od gospodarek wolnorynkowych po II Wojnie Światowej do dzisiejszych socjalnych, opresyjnych, z pełną determinacją niszczących klasę średnią i opartych m.in. na masowej redystrybucji, którą Bastiat już w XIX wieku celnie opisywał jako "wzajemną zalegalizowaną grabież".
Przez lata ogrom władzy przejęli od krajowych polityków właściciele banków, wielkich korporacji i niektóre organizacje międzynarodowe. Jeszcze mocniej skruszyło to pozostałości korzystnego dla społeczeństw liberalizmu ekonomicznego i podporządkowało ich życie interesom właścicieli nowego systemu. Istotą mechanizmu jest dług państw w bankach centralnych, którego nigdy nie spłacą, ale który pracą obywateli są w stanie obsługiwać.
To, co opisuje Schwab, a pod pretekstem ratowania planety realizują korporacje i rozmaite organizmy polityczne, jest raczej kolejną wersją "nowej ekonomii". "Dobroczyńcy" ludzkości po raz kolejny odkrywają najlepszy sposób na zorganizowanie masom życia i po raz kolejny przekonują, że "tym razem się uda". Schwab wprawdzie odżegnuje się zarówno od koncepcji ustanowienia rządu globalnego, jak i od komunizmu, a także socjalizmu rozumianego jako państwowa własność środków produkcji, ale jednocześnie formułuje listę przedsięwzięć dalece bardziej ingerujących w decyzje jednostek, niż przeszłoby przez myśl niejednemu zagorzałemu socjaliście. Także dotychczasowa praktyka działań globalistów pokazuje przecież świadome, odgórne organizowanie wysiłków ogółu na rzecz realizacji określonych celów społecznych. W dodatku wyznaczanych przez grupę ideologów i często nieznanych z nazwiska multimiliarderów. Wszystko to jest typowe raczej dla systemów kolektywistycznych, a obce ustrojom wolnościowym, w których zasadniczo to autonomiczne cele jednostek są priorytetowe.
Schwab wskazuje zresztą wprost, że idee państwa opiekuńczego powinny leżeć u podstaw forsowanego przez niego modelu. "Koncepcja interesariuszy przyjęła się najlepiej w socjaldemokratycznych państwach na północy i zachodzie Europy" – pisze w swojej książce. "Zestaw przekonań leżących u podstaw modelu interesariuszy pozostaje w dużym stopniu taki sam jak w pierwotnej wersji modelu. Chodzi o przekonania, które doprowadziły do narodzin państwa opiekuńczego w Europie Zachodniej w epoce powojennej, programu Great Society w Stanach Zjednoczonych oraz »chińskiego snu« we współczesnych Chinach" – wskazuje.
Podatki i wydatki
A czy w książce prezentującej model nazwany kapitalizmem pada choć jedno zdanie o obniżeniu podatków i wydatków rządowych? Ależ skąd. Przeciwnie – Schwab apeluje, by "prężne instytucje międzynarodowe" i rządy wzięły na siebie jeszcze więcej, niż obecnie. Wskazanych celów jest cała masa, a ich realizacja wymaga daleko idącej inżynierii społecznej i szeroko zakrojonych kampanii polityczno-marketingowych, takich jak organizacja niedawnej "pandemii".
Tak jak Hayek bezskutecznie apelował do socjalistów wszystkich nurtów, żeby wyjaśnili, co konkretnie znaczy "większa równość", tak bezcelowe jest poszukiwanie u kapitalisty Schwaba wyjaśnienia, co w praktyce ma oznaczać "sprawiedliwy dobrobyt", "sprawiedliwość ekologiczna", "klimatyczna", czy "rasowa". Jakie dokładnie kryteria, jaka skala wartości. Dowiadujemy się, że trzeba je osiągnąć, wszyscy musimy się do zaleceń zastosować i ponieść wszelkie koszty finansowe.
Margaret Thatcher nigdy za wiele, więc warto przypominać, że "państwo nie ma innego źródła pieniędzy, niż podatki swoich obywateli, którzy te pieniądze zarobią samodzielnie. Jeżeli państwo chce wydać więcej, może to zrobić tylko przez pożyczenie waszych oszczędności lub poprzez podniesienie podatków. (…) Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Są tylko pieniądze podatników".
Stąd też nakładane i rozszerzane są właśnie unijne podatki. Pobierane w państwach, odprowadzane do UE na realizację biznesów klimatycznych. Chodzi m.in. podatek od plastiku, podatek od usług cyfrowych, podatek od transakcji finansowych czy rozszerzanie zakresu certyfikatów CO2 (cło węglowe).
Model Chin?
Opisując proces globalizacji, Schwab przypomina, że "globalizacja kwitnie wtedy, gdy przywódcy polityczni potrafią uchwycić równowagę między wyznacznikiem kierunku rozwoju gospodarki i dbaniem o dobro ludzi a otwieraniem się na świat w dziedzinie handlu i inwestycji". Pomijając już, że w kapitalizmie nie przywódcy polityczni, tylko rynek, a ściśle mówiąc, konsumenci wyznaczają kierunki rozwoju gospodarki, to warto zwrócić uwagę na coś bardziej niepokojącego. Otóż niemiecki uczony jako wzór wskazuje w tym kontekście "politykę realizowaną dzisiaj przez Chiny". Tamtejszy model gospodarczy nazywa kapitalizmem państwowym. Jako jego największą wadę wskazuje dominację jednego interesariusza – państwa, nad interesariuszami niepaństwowymi. Wadę tę usunąć ma właśnie zastosowanie modelu kapitalizmu interesariuszy.
I tu dochodzimy do kolejnej sprzeczności. Mam na myśli oczywiście tamtejszy system punktowej oceny obywateli, tzw. system zaufania społecznego, który nie tylko nie ma kompletnie nic wspólnego z wolnością i kapitalizmem, ale jeśli mamy nazywać rzeczy po imieniu, jest całkowicie totalitarny. Orwell do kwadratu, bo cyfrowy. System ten ma jednocześnie ogromne przełożenie wpływ na stosunki gospodarcze. Np. przedsiębiorca, jeśli ma za mało punktów, nie weźmie udziału w przetargu. W jaki sposób tak rażące, arbitralne niedopuszczenie do rynku niektórych podmiotów pogodzić z fundamentalną dla kapitalizmu zasadą uczciwej konkurencji, tego Schwab w swoich książkach nie wyjaśnia. Przeciwko systemowi chińskiemu powinniśmy oponować już teraz, bo nie jest tajemnicą, że mechanizm ten ma swoich zwolenników w europejskim establishmencie.
Drugim – obok chińskiego kapitalizmu państwowego – rodzajem kapitalizmu, jaki należy przeformułować jest według Schwaba nakierowany na zysk i interesy posiadaczy udziałów w przedsiębiorstwach, kapitalizm akcjonariuszy. Model rozpowszechniony na świecie przez USA. Profesor tłumaczy, że w kapitalizmie interesariuszy tak państwo, jak i gracze rynkowi będą optymalizować działalność pod kątem celu bardziej ogólnego niż zysk. Celem tym, jak wspomnieliśmy, jest "zdrowie i dobrobyt całego społeczeństwa, a także całej planety i przyszłych pokoleń".
Planeta – główny interesariusz
W książce obok słów takich jak: planeta, Black Lives Matter (którym Schwab jest zachwycony), inkluzywność, COVID-19, czy równość społeczna, jednymi z najczęściej padających są słowa "muszą", "będą musieli". "Prezentowany tutaj model ma zatem charakter globalny – pisze. (…) – Jeżeli mamy zachować planetę dla przyszłych pokoleń, każdy interesariusz będzie musiał wziąć na siebie swoją część odpowiedzialności za nią. To, co w polityce gospodarczej państw narodowych i w poszczególnych procesach decyzyjnych kooperacji było dotąd traktowane jako efekty zewnętrzne, będzie musiało zostać włączone w działania każdego rządu, przedsiębiorstwa, społeczeństwa i człowieka lub w nich uwewnętrznione. Inaczej mówiąc, planeta jest głównym interesariuszem globalnego systemu gospodarczego, a jej kondycja powinna być optymalizowana poprzez decyzje podejmowane przez wszystkich innych interesariuszy".
Tu znów Schwab bynajmniej nie prezentuje się jako zwolennik kapitalizmu, bo – jak zaobserwował Hayek – "dla liberała waga, jaką on sam osobiście przywiązuje do określonych celów, nie jest wystarczającym uzasadnieniem dla narzucania ich innym ludziom". Jak pisał z kolei prof. Leddihn, podstawowa zasada liberalizmu brzmi następująco: "bez względu na to, kto w danej chwili dzierży ster władzy, pojedynczy obywatel powinien cieszyć się możliwie największą wolnością, która nie zagraża jednak dobru wspólnemu – tyle wolności, ile to tylko możliwe, tyle przymusu, ile to konieczne".
No dobrze, ale zgadzamy się jednakowoż, że spalanie paliw kopalnych, dzięki któremu dokonała się industrializacja, w jakimś stopniu przyczyniło się do zmian klimatu. Co do zasady poziomy emisji dwutlenku węgla do atmosfery należy zatem ograniczać.
W swojej książce "Postęp" traktującej o triumfach ludzkości, Johan Norberg – notabene zwolennik globalnej gospodarki – opisuje, ile to już razy w historii rozmaici eksperci przewidywali nieuchronną katastrofę ekologiczną, a nic takiego nie nastąpiło. Nie tylko dlatego, że ludzka kreatywność jak zwykle znalazła odpowiedzi, ale także dlatego, że apokaliptyczne wizje po prostu okazały się błędne. Także teraz przedsiębiorstwa pracują nad alternatywnymi źródłami paliw i energii. Wyliczając je Norberg konstatuje, że żaden pojedynczy człowiek nie wie, która metoda okaże się sukcesem na danym etapie i że poszukiwanie jest skuteczniejsze bez odgórnego wymuszania, tylko właśnie w swobodnej przestrzeni wolnorynkowej.
Czy zatem transformacja gospodarek poszczególnych państw nie powinna przebiegać w takim tempie, na jakie stać ich społeczeństwa, a nie w tempie wyznaczanym przez ideologów oderwanych od codziennych spraw zwykłych ludzi? Wydaje się, że skoro mowa o kapitalizmie, to mix energetyczny powinien polegać na tym, że w danym państwie korzysta się z rozmaitych źródeł energii (atom, węgiel, wiatraki, fotowoltaika, gaz itd.) i proporcja między poszczególnymi źródłami wynika z opłacalności, a o niej decyduje rynek.
Jeszcze więcej władzy
"Nie wolno nam dziś zapominać o niesamowitym postępie, dokonanym dzięki powolnemu, lecz stałemu, spontanicznemu rozwojowi milionów ludzi, dysponujących wolnością do poprawy swoich warunków życia. Skorzystał na tym cały świat. To rodzaj postępu, którego żaden przywódca, żadna instytucja ani żaden rząd nie są w stanie narzucić odgórnie" – pisze we wspomnianej książce Norberg.
Jeden z najznakomitszych popularyzatorów kapitalizmu Henry Hazlitt pisał natomiast tak "odkryliśmy trzy główne tendencje, które charakteryzują zbliżanie się do totalitaryzmu. Są to dążenia rządu do wprowadzenia większego zakresu interwencji i kontroli życia gospodarczego; dążenia do coraz większej koncentracji władzy na szczeblu centralnym kosztem lokalnego i dążenie do coraz większej koncentracji władzy w rękach władzy wykonawczej kosztem władzy ustawodawczej i sądowniczej".
Tymczasem Schwab ocenia udział korporacji i rządów w "ratowaniu planety" jako zdecydowanie za mały. Pisze: "Najbardziej sensowne wydaje się koordynowanie walki z tym zjawiskiem (kryzysem klimatycznym – GG) przede wszystkim na poziomie globalnym. Próba rozwiązania go na niższym poziomie okazałaby się nieskuteczna, ponieważ jakiekolwiek działania przyniosą widoczny efekt tylko wtedy, kiedy cały świat będzie szedł w tym samym kierunku". Ten poziom globalny ma z kolei koordynować działania na szczeblach krajowych i lokalnych.
Aby to zrealizować, model kapitalizmu interesariuszy ma gwarantować: 1. "miejsce przy stole" wszystkim interesariuszom; 2. Systemy pomiarowe wartościujące, ile kreują bądź niszczą interesariusze; 3. Mechanizmy kontrolne.
I tak, opisując "miejsce przy stole", Schwab oznajmia: "Zarządy firm mogłoby zrobić dużo dobrego, gdyby zadbały o bardziej reprezentatywny dobór swoich członków. Pilnowanie, aby zespoły zarządzające, zarządy przedsiębiorstw, rządy i inne kolektywne organy decyzyjne lepiej odzwierciedlały skład całego społeczeństwa, jest receptą na bardziej holistyczne procesy decyzyjne. (…) Kolektywne organy zarządzające nadal są bardzo jednolite pod względem płci, zawodu i wykształcenia swoich członków, a także innych cech, takich jak pochodzenie etniczne, orientacja seksualna i wiek. (…) ogólna idea, że organy decyzyjne muszą mieć bardziej przedstawicielski charakter i być bardziej różnorodne, jest niemal uniwersalnym celem" – pisze. "W kapitalizmie interesariuszy ten sam poziom reprezentacji, co w przedsiębiorstwach, powinien też obowiązywać w polityce" – dodaje autor.
Przed 50. szczytem Światowego Forum Ekonomicznego w Davos Schwab zaprezentował "Manifest z Davos 2020", opisujący "Uniwersalny cel działalności przedsiębiorstw w okresie czwartej rewolucji przemysłowej". ("Czwarta rewolucja przemysłowa" to jego książka z 2016 roku, do której warto zajrzeć). Czytamy w nim, że działalność przedsiębiorstwa "musi być oceniana nie tylko pod kątem wysokości zysku dla akcjonariuszy, lecz także tego, w jaki sposób osiąga swoje cele środowiskowe, społeczne i zarządcze". To pięknie wygląda na papierze, ale w praktyce stawiane wymogi dodatkowo komplikują sytuację średnich i małych firm, które i tak funkcjonują już w dramatycznie skomplikowanym otoczeniu prawno-podatkowym. Bo w praktyce to kolejny krok do ich likwidacji i przejmowania rynków przez korporacje.
Schwab oznajmia, że "krokiem, który musimy wykonać, jest wzmacnianie mandatu instytucji międzynarodowych" i ubolewa, że nad malejącą "akceptacją społeczną" oraz "erozją zaufania" do nich. "Trzeba działać, aby przywrócić im siłę i kompetencję" – pisze, wymieniając m.in. ONZ, TSUE czy Komisję Europejską jako te, które "muszą nadal odgrywać ważną rolę w zarządzaniu sprawami świata".
Mierniki kontrolne
"Model kapitalizmu interesariuszy musi uwzględniać niezbędne mechanizmy kontrolne" – pisze Schwab. Mowa tu m.in. o ESG (Environmental, Social and Corporate Governance), czyli wdrażaniu mierników celów środowiskowych, społecznych i zarządczych. Miernikiem, o którym najwięcej się mówi, jest ten dotyczący emisji gazów cieplarnianych, ale generalnie jest ich znacznie więcej. To zestaw kryteriów, które w formie raportowania powinna (na razie nie musi) wprowadzać każda firma, by przyczyniać się do "odpowiedzialnego i zrównoważonego rozwoju". System ograniczania emisji obecnie nałożony na elektrownie, niedługo będzie rozszerzony na transport i budownictwo. Natomiast Unia Europejska już tworzy podstawy prawne pod narzucenie ESG wszystkim przedsiębiorstwom. Końcowy etap, jak można przypuszczać, będzie dotyczył limitów emisyjnych dla każdego indywidualnego obywatela. "Paszport węglowy" zapewne nie będzie jedynym w jaki obowiązkowo będzie trzeba się wyposażyć. Latanie samolotem czy posiadanie spalinowego auta (chyba, że przynależy się do elity), jeszcze przed ostatecznym zakazem, będą napiętnowane jako zachowania ekstremistyczne.
Podobnie jak korzystanie z pieniądza gotówkowego, który docelowo ma zniknąć. Gdy już każdy obywatel będzie miał konto w banku centralnym, banki prywatne przestaną być potrzebne, a władza uzyska wgląd w każdą wydaną złotówkę (czy jak to się będzie nazywało), ponieważ pieniądz elektroniczny będzie znaczony, tzn. rząd będzie znał jego historię w obrocie. Prym w pracach nad rozwijaniem i wdrażaniem państwowych walut w formie cyfrowej wiodą Chiny. Takie przedsięwzięcie planują również m.in. Indie i Tajlandia, a w fazie projektowania znajduje się wiele innych krajów świata, w tym zachodnich.
Mierniki kapitalizmu interesariuszy stanowią w koncepcji Schwaba swoisty kompas dla firm, które "zrozumieją znaki czasów" i "popłyną z wiatrem". "To tylko jedna z inicjatyw, które musimy zrealizować, aby do niego dojść, a czas ucieka bardzo szybko" – pisze Schwab.
Wagarowiczka: Chcę, żebyście wpadli w panikę
O tym, że czas nam się kończy, zapewnia także Greta Thunberg. W "Kapitalizmie interesariuszy" najsłynniejsza wagarowiczka świata występuje w roli moralnego autorytetu i głosu młodych. Schwab cytuje fragment zapewne przygotowanego przez nią samodzielnie, wystąpienia z Davos 2019: "Nie chcę waszej nadziei. Nie chcę też, żebyście wy ją mieli. Chcę, żebyście wpadli w panikę" – strofuje globalistów, a potem oni nas. "Żebyście poczuli strach, który ja odczuwam każdego dnia. I chcę, żebyście pod jego wpływem zaczęli działać. Chcę, żebyście działali tak, jakby był kryzys. Tak, jakby nasz dom płonął. Ponieważ on naprawdę płonie".
Potem przerażeni wizją rychłego końca świata z powodu zmian klimatu "aktywiści klimatyczni" czy też "ekolodzy" – jak sami siebie określają – stwarzają coraz większe zagrożenie już nie tylko dla swojego zdrowia fizycznego i psychicznego, ale również dla innych ludzi. Np. w Niemczech rewolucjoniści z grupy "Ostatnie Pokolenie" systematycznie dokonują aktów wandalizmu i licznych przestępstw przeciwko własności i mieniu, np. w muzeach. Według przedstawionych przez tamtejszą policję danych, na przestrzeni niespełna roku członkowie "Ostatniego Pokolenia" tylko w stolicy Niemiec zablokowali drogi 276 razy. Ponadto do połowy grudnia "aktywiści" przeprowadzili 42 innego typu akcji. Komendant policji poinformowała, że funkcjonariusze spędzili 220 tys. roboczogodzin, zajmując się tylko tą jedną grupą.
Jak pisze w "Drodze do zniewolenia" Hayek, "ci, którzy chcą poświęcić swą wolność w zamian za bezpieczeństwo, zawsze domagają się, aby odebrać ją także tym, którzy ku temu skłonności nie przejawiają. Trudno znaleźć usprawiedliwienie dla żądania tego typ".
Może lepiej kapitalizm zwykły?
Być może lepszym rozwiązaniem niż transformowanie – trzymając się terminologii Schwaba – kapitalizmu akcjonariuszy i kapitalizmu państwowego w kapitalizm interesariuszy, byłby, mimo swoich wad, zwykły, klasyczny kapitalizm. Dostosowany naturalnie do wymogów dzisiejszych czasów, również wyzwań klimatycznych. Nie kolejnych regulacji i kontroli, tylko ustanowienia mądrego, prostego, łagodnego prawa potrzebują małe i średnie firmy. Nie jeszcze większa władza banków centralnych, wielkich korporacji, rządów i organizacji międzynarodowych, tylko zdecydowane złagodzenie ich dominacji dałoby społeczeństwu większy zakres wolności. Likwidacja rabunkowej gospodarki państwa opiekuńczego otworzyłaby furtkę, żeby docelowo możliwe było odbudowanie klasy średniej. Ta, dysponując własnością i swobodą, prędzej zwróciłaby swą uwagę na zagadnienia związane z klimatem, niż w sytuacji wymuszania i opresji. "Kapitalizm interesariuszy" idzie w dużej mierze właśnie w tym drugim kierunku.
Czytaj też:
UE forsuje "przywództwo globalne" WHO w dziedzinie zdrowia. AnalizaCzytaj też:
"Inicjatywy lokalne i globalne". W Davos powołano nowe ciało polityczneCzytaj też:
Chiński model Klausa Schwaba
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.