W pierwszych słowach Tomasz Terlikowski potępił doktrynę mówiącą, że Krzyż jest odkupieniem za grzechy ludzkie. Poddał w wątpliwość katolicką naukę o grzechu pierworodnym, zwracając uwagę, że trudno ją pogodzić z teorią ewolucji. Wydaje się, że teoria ewolucji jest dla Terlikowskiego dogmatem, który weryfikuje inne prawdy wiary.
Następnie Terlikowski odrzucił tezę, że Krzyż nadaje sens ludzkiemu cierpieniu. Sformułował tę tezę nie wspominając nawet o doktrynie Kościoła mówiącej o możliwości zjednoczenia naszych cierpień z cierpieniami Chrystusa. Jego zdaniem chrześcijańskie nadawanie sensu ludzkiemu cierpieniu jest okrucieństwem: „a już z pewnością nie może i nie powinna tego robić instytucja, której myślenie pozostaje przyczyną krzywdy."
W ten sposób publicysta uwolnił ludzkość od opresji katolickiej. Zapewnił także swoim wyznawcom możność przeżywania bezsensu ich egzystencji.
Tomasz Terlikowski nie jest w swojej teologii oryginalny. Jej źródła można odnaleźć w teoriach Teilharda de Chardin, który próbował dostosować naukę Kościoła do teorii ewolucji, czy Karla Rahnera, który oferował zbawienie wszystkim bez wyjątku, bo przecież człowiek nieochrzczony jest „anonimowym chrześcijaninem". Polecam książki „Dogmat i tiara", a także „Wygnanie Melchizedeka", w których Paweł Lisicki przedstawia dokładniej te rewolucyjne teorie, które niestety nie zostały dotąd oficjalnie potępione.
Rahner i de Chardin starali się uchodzić za teologów katolickich, Terlikowski wprost od Kościoła się odcina. Zastanawiam się czy teologia bezsensu oferowana przez niego znajdzie wielu wyznawców.