Jeśli podczas niezliczonych krynickich dyskusji w jakichś sprawach panowała powszechna zgoda, to dotyczyła ona stwierdzenia prostego faktu: Unia Europejska znalazła się na zakręcie i musi na nowo zdefiniować swoje priorytety. Niestety, jak przekonują moi rozmówcy, zadanie to okazuje się coraz trudniejsze do wykonania. – Kiedy spotykam się na sali obrad Parlamentu Europejskiego np. z Fransem Timmermansem, mam wrażenie, że to już są dwa światy, które pod względem ideowym wzięły ze sobą rozwód – uważa europarlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości, prof. Zdzisław Krasnodębski.
– Dużo mówi się o tym, że integracja Unii jeszcze się nie zakończyła. Jednak co przez to rozumieć? Jeśli istnienie jednego europejskiego superpaństwa, to jestem temu przeciwny. Jeżeli natomiast rozumieć integrację jako suwerenną współpracę wolnych państw, to dzisiaj znajdujemy się w fazie kryzysu – twierdzi wicepremier Jarosław Gowin. I dodaje, że wynika on z nadmiernych roszczeń instytucji brukselskich oraz narastającej fali egoizmów narodowych, czego przykładem jest „protekcjonistyczna polityka prezydenta Macrona”. Podobnego zdania jest także minister Paweł Mucha.
– Prezydent w Krynicy-Zdroju wyraźnie mówił o polskim wsparciu dla rozszerzania Unii, także w kontekście euroatlantyckim – gdzie myślimy np. o Gruzji czy Macedonii – ale również o zagrożeniu, które wynika z podziałów na lepszych i gorszych członków Wspólnoty. Taki stan rzeczy na dłuższą metę jest wbrew interesom wszystkich państw członkowskich - uważa zastępca szefa Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy.
W sprawach konfliktowych, o których prezydent mówił na panelu otwierającym Forum, mocno wybrzmiał postulat odwoływania się do zapisów traktatów, a nie tak jak w przypadku Komisji Europejskiej, ręcznego ingerowania w kwe-stie, które przypisane są do rozstrzygnięć prawodawstwa konkretnego państwa.
– Wartością Unii są wspólny rynek i wspólnota przepływu kapitału. Twórz-my Unię taką, która będzie atrakcyjna na jej rozszerzanie o nowych partnerów. Prezydent temu procesowi chce patronować – podkreśla Paweł Mucha. – Nałożenie sankcji na Polskę to scenariusz dla nas tragiczny, musimy się jednak zastanowić, z czego zła ocena obecnej sytuacji wewnątrz naszego kraju wynika. Moim zdaniem Polska i Unia powinny dzisiaj więcej ze sobą rozmawiać, bardziej stawiać na dyplomację, a mniej na rozwiązania siłowe – uważa z kolei w rozmowie z „Do Rzeczy” były przewodniczący SLD, senator Grzegorz Napieralski.
Wiele uwagi w Krynicy-Zdroju poświęcono zagadnieniu obrony polskich interesów w przypadku realnego konfliktu z innymi państwami Unii. – O polską rację stanu trzeba walczyć, ale na pewno nie tak jak za czasów Donalda Tuska, czyli poprzez bycie grzecznym i sympatycznym kompanem poklepywanym po plecach, ale pozbawionym własnego głosu – postuluje wicepremier Jarosław Gowin. Jego zdaniem błędem polskiej dyplomacji byłoby jednak “dęcie w surmy i robienie groźnych min”.
– Trzeba po prostu w każdej sprawie precyzyjnie definiować polskie interesy i do każdej z nich szukać odrębnie sojuszników. Dzisiaj w Unii jest tylko jeden kraj, z którym łączy nas względna wspólnota poglądów, i są to oczywiście Węgry. W innych sprawach trzeba umieć budować doraźne koalicje – przekonuje wicepremier.
– Zawsze warto walczyć o polskie interesy. Jednak czy rząd robi to dobrze? Nie wiem. Na pewno Polska nie jest unijnym piątym kołem u wozu, ale liczącym się krajem z pozycją międzynarodową wypracowaną przez rządy SLD, PiS i PO--PSL. Ciągłość polityki zagranicznej to była istotna zdobycz polskiej demokracji po 1989 r. i tego nie możemy dać sobie zabrać – twierdzi z kolei Napieralski. Zdaniem prof. Zdzisława Krasnodębskiego problemem w budowaniu partnerskich relacji z Unią jest również zaangażowanie się w ten spór po stronie Brukseli wielu polityków i przedstawicieli rodzimych mediów.
– Proszę się rozejrzeć, co się wokół nas, w Krynicy-Zdroju, dzieje. Przed chwilą odbył się panel o przyszłości Unii z państwami V4, za chwilę opozycja porozmawia o kryzysie demokracji liberalnej. Ludzie z obu stron barykady mijają się na tych samych korytarzach, dziennikarze wszystko bez przeszkód relacjonują. Tymczasem to, co słyszę o Polsce w Brukseli, jest jak alternatywna rzeczywistość, Turcja i Białoruś bis. Porównywanie Polski do krajów, w których tysiące ludzi trafiło do więzień ze względów politycznych i w którym odbywają się morderstwa przedstawicieli opozycji, jest absurdalne i kontrskuteczne. Niestety, często w utwierdzaniu takiego ob-razu naszego kraju pomagają nasze media i politycy opozycji – argumentuje europoseł, apelując jednocześnie o niewynoszenie wewnątrznarodowych sporów na arenę europejską.
Oczywiście w debatach prowadzonych na Forum Ekonomicznym i w jego kuluarach nie ograniczono się jedynie do antyunijnego defetyzmu. Wielu z rozmówców twierdziło, że choć Wspólnota znajduje się w dołku, to nadal istnieją możliwości wyjścia na prostą.
– Unia musi sobie zdać sprawę z tego, że nie jest projektem gotowym i kompletnym, który osiągnął idealną formę i nie musi się zmieniać. Jeśli państwa starej Wspólnoty tego nie dostrzegą i zaczną się zamieniać w elitarny klub dyskusyjno-gospodarczy, to faktycznie dojdzie do podziału na dwie Europy. Tę ceniącą suwerenność narodową i niezależność własnego parlamentu oraz tę scentralizowaną i federacyjną, z jedną walutą i wspólną armią – mówi „Do Rzeczy” Daniel Kawczyński, brytyjski parlamentarzysta oraz przewodniczący Koła Przyjaciół Polski. Zaznacza, że ten scenariusz nie jest jednak przesądzony.
– Prawdopodobieństwo powstania Unii dwóch prędkości jest spore, ale nie jestem przekonany, czy musimy się tym martwić. Rdzeniem tzw. Europy pierwszej prędkości będzie strefa euro, a prowadzenie tej waluty dzisiaj byłoby sprzeczne z polskim interesem oraz zagrażałoby gospodarce. W krajach posługujących się tą walutą obserwujemy wręcz strukturalne spowolnienie wzrostu gospodarczego, dlatego może się okazać, że „druga prędkość” za jakiś czas ekonomicznie okaże się pierwsza – przekonuje Jarosław Gowin.
– Prezydent mówił w Krynicy-Zdroju wyraźnie: Unia tak, ale Unia silnych państw działających suwerennie, otwierająca się równocześnie na innych partnerów, którzy chcą przynależeć do tej wspólnoty wartości, a nie politycznej federacji – twierdzi Paweł Mucha. Jak podkreśla, w prezydenckiej diagnozie problemów Unii na plan pierwszy wysuwają się rozrost brukselskiej administracji, paraliż decyzyjny oraz obawa przed rozszerzaniem Wspólnoty.
– Warto, aby Unia zastanowiła się, dlaczego doszło do brexitu. Brytyjczycy stwierdzili, że zaczyna ich ograniczać brukselska biurokracja, która zdaniem większości obywateli krępowała potencjał rozwoju państwa. To powinien być sygnał ostrzegawczy dla unijnych elit, że nie można rządzić jakimś państwem wbrew nastrojom jego obywateli – dodaje Mucha. Podobnego zdania jest prof. Krasnodębski.
– Unia się obroni, jeśli wygrają rozsądek i pragmatyzm. Gdy rozmawia się z politykami europejskimi w kuluarach, łącznie z Angelą Merkel, potrafimy prowadzić cywilizowany dyskurs i spisać protokół rozbieżności. Później wchodzą kamery i wszystko się zmienia. Nie wiem, po co się to robi. Może to przygotowanie opinii publicznej w Europie do nieuchronnego podziału Wspólnoty na różne prędkości? – pyta europarlamentarzysta.
Zdaniem Grzegorza Napieralskiego Europa stanie na nogi w momencie, w którym gruntownie przemyśli wyzwania, jakie stawia obecna sytuacja geopolityczna. – Pytanie, które muszą sobie postawić przywódcy unijni, brzmi: Co teraz, gdy zmieniły się czasy i wyzwania? Jak siebie samą Unia powinna na nowo zdefiniować? Właśnie tutaj brakuje zarówno wielkiego projektu, jak i charyzmatycznych liderów. Mamy obecnie decydentów egzekwujących zapisy traktatów, ale nie mamy wizjonerów, którzy sięgali by do przyszłości Europy na 10, 20 lat do przodu - przekonuje senator.
Ostatnim i najważniejszym zagadnieniem dotyczącym przyszłości Unii, a przede wszystkim przyszłości Polski w Unii, był hipotetyczny scenariusz polexitu. Chociaż wielu polityków opozycji twierdzi, że wyjście ze Wspólnoty leży w interesie skonfliktowanego z Berlinem i Paryżem rządu, to wszyscy moi rozmówcy stanowczo zaprzeczyli podobnym planom. – Polexit to scenariusz political fiction. Przy naszym położeniu geopolitycznym bycie członkiem Unii jest racją stanu – twierdzi lider Polski Razem, Jarosław Gowin.
– Ani rząd, ani prezydent nie prowa-dzą dzisiaj żadnych działań zmierzających do wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. Takie lęki są podsycane w celach politycznych, ale nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Unia to wartość dla naszego kraju, Polacy popierają członkostwo we Wspólnocie, ale chcieliby również, aby respektowano nasze prawa do suwerennego decydowania o kształcie państwa - zapewnia zastępca szefa Kancelarii Prezydenta, Paweł Mucha.
– Ewentualny polexit to byłby ogromny błąd na wielu płaszczyznach. Zarówno ludzkiej, jak i politycznej oraz gospodarczej. Unia to nadal ogromny potencjał rozwoju Polski, silny organizm, który reprezentuje nas w sporach międzynarodowych. Zalecałbym ostudzenie emocji i szukanie elementów, które nas w Europie łączą, bo tych jest więcej – apeluje Grzegorz Napieralski. – Polexit to wymysł opozycji. Rząd w żaden sposób nie rozpatruje podobnego scenariusza – przekonuje w rozmowie z „Do Rzeczy” marszałek Senatu, Stanisław Karczewski.
– Jeśli centralistyczne tendencje unij-ne się nie zmienią, to mogą dodać paliwa do polskich tendencji eurosceptycznych. Przecież brexit to był proces wychodzenia ze Wspólnoty rozłożony na wiele aktów, a nie irracjonalny impuls. W tej chwili podobny scenariusz dla Polski jest odległy. Jednak kto wie, co się wydarzy w perspektywie dekad? Być może Polacy zadecydują, że priorytetem będą dla nich silne NATO i unia gospodarcza, ale nie ideologiczna – zastanawia się Daniel Kawczyński.
Jeśli jednak ostatni głos powinien należeć do szefowej polskiego rządu, to wątpliwości nie ma. „Polexitu nie będzie” – powiedziała stanowczo premier Beata Szydło. Jaka natomiast będzie Unia Europejska, nadal nie jest przesądzone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.