Były premier ocenił, że takie sprawy jak reparacje, "można załatwić raczej w ciszy gabinetów". Przypomniał, że jego rząd wziął na siebie zadanie, aby wypłacić odszkodowania dla Polaków, których wywieziono na przymusowe roboty do Rzeszy.
– Negocjowaliśmy bardzo długo. To nie była prosta sprawa, bo niemiecki przemysł musiał wpłacić ogromne pieniądze. To jest najlepszy przykład tego, że można takie rzeczy załatwić raczej w ciszy gabinetów – podkreślił.
Buzek powiedział, że Niemcy zgodzili się wypłacić wówczas ok. 5 mld euro. – Wtedy, w przeliczeniu na złotówki, to były naprawdę wielkie pieniądze. Z kanclerzem Schroederem dopiąłem ostatnich decyzji i to się naprawdę udało, nie pogarszając relacji polsko-niemieckich – zaznaczył.
Jego zdaniem temat reparacji do dziś jest podnoszony w rozmowach politycznych. Dodał, że sprawa odszkodowań to "bardzo długi proces", o którym należy mówić "bardzo ostrożnie". – Rozpatrujmy prawne aspekty. Dokładnie to powiedzieli prezydenci: bądźmy bardzo powściągliwi w wypowiadaniu się na ten temat – oświadczył.
Przypomnijmy, że temat reparacji wojennych wrócił za sprawą lipcowego kongresu PiS i przemówienia prezesa Jarosława Kaczyńskiego. W poniedziałek Biuro Analiz Sejmowych opublikowało ekspertyzę, z której wynika, że roszczenia za straty poniesione w czasie II wojny światowej nie podlegają przedawnieniu, a Polska nigdy się ich nie zrzekła. Sprawę odszkodowań poruszyli w czwartek podczas rozmowy na Malcie prezydenci Polski i Niemiec, Andrzej Duda i Frank-Walter Steinmeier.
Czytaj też:
Reparacje. Większość Polaków chce odszkodowań od Niemiec [SONDAŻ]