KATARZYNA PINKOSZ: Wiceministrowie: Łanda, Tombarkiewicz, teraz pan... Jest pan w tym roku już trzecią osobą odpowiedzialną za politykę lekową. To będzie rewolucja, ewolucja czy stagnacja?
MARCIN CZECH: Na pewno nie będzie to stagnacja. Ten urząd i zakres działań, które przypadły mi w udziale, nie zasługują na stagnację. Jest wiele wyzwań, zarówno w zakresie legislacji, jak i np. wprowadzania pewnych nowych narzędzi w postępowaniach refundacyjnych. Na pewno nie będzie to też rewolucja. Będę się starał budować na tym, co zrobili moi poprzednicy – wiele ich pomysłów jest w trakcie realizacji. Postaram się ewolucyjnie – bez trzęsień ziemi i gwałtownych zmian – zajmować się najpilniejszymi wyzwaniami. Te najważniejsze będę zaś chciał poukładać. Już zresztą to robię.
Co chciałby pan zmienić w polityce lekowej?
Moją ambicją jest stworzenie dokumentu strategicznego „Polityka lekowa państwa”, który pokazałby kierunki, w jakich polityka lekowa powinna się rozwijać. Zdaję sobie sprawę, że taki dokument już kiedyś powstał w ministerstwie, jednak przez ostatnie miesiące nie toczyły się nad nim prace. Chciałbym do niego wrócić. Przyglądam się, jak wygląda polityka lekowa w innych krajach. Moją ambicją byłoby, żeby pojawiła się uchwała Rady Ministrów o polityce lekowej państwa, a załącznikiem do niej był dokument ministerialny. Chciałbym jednak, żeby to była regulacja na poziomie rządowym.
Co taki dokument by oznaczał dla systemu ochrony zdrowia, dla firm farmaceutycznych, wreszcie dla pacjentów?
Polityka lekowa państwa powinna pokazywać strategiczny kierunek, w którym idziemy. Ten dokument powinien być oparty na priorytetach polityki zdrowotnej, epidemiologii, opcjach terapeutycznych, które są najkorzystniejsze dla pacjentów. Gdy taki dokument powstanie, będziemy w stanie „zejść krok niżej” i porządkować pewne akty prawne, które będą stanowiły środowisko prawne dla firm farmaceutycznych i innych „graczy” na rynku. Dla pacjentów oznacza to, że jeżeli określimy priorytetowe kierunki, to znaczy, że nasza uwaga będzie skierowana na nie bardziej niż na inne obszary. Jeśli np. powiemy, że zgodnie z konstytucją każdemu obywatelowi zapewniamy ochronę zdrowia, ale szczególnie dbamy o grupy najbardziej potrzebujące, np. dzieci, to można przypuszczać, że więcej energii poświęcimy np. na plan dla chorób rzadkich, który głównie dotyczy dzieci.
To strategia na przyszłość. A bliższe plany?
Na pewno w trybie dość pilnym wrócę do nowelizacji ustawy refundacyjnej – część zapisów trzeba udoskonalić. Chcę też uporządkować sprawy związane z e-receptą – konieczna jest mała nowelizacja prawa farmaceutycznego i rozporządzeń z tym związanych. Nie zapominam też o ustawie o badaniach klinicznych, a także o ustawie o zawodzie farmaceuty i związanej z nią opiece farmaceutycznej, która powinna zacząć lepiej funkcjonować. Wrócimy też do rozporządzenia o obrocie pozaaptecznym, które zostało bardzo oprotestowane przez środowisko aptekarskie. Nie będziemy chcieli wylewać dziecka z kąpielą. Niektóre leki w małych opakowaniach, np. środki przeciwbólowe, przeciwwymiotne, powinny być dostępne nie tylko w aptekach, lecz także w sklepach i na stacjach benzynowych – choćby dlatego, że nie zawsze apteka jest blisko. Chcielibyśmy również – w ramach tzw. programów lekowych – uregulować leczenie chorych na hemofilię oraz osób zakażonych wirusem HIV. One na tych zmianach nie ucierpią, ale chcielibyśmy pomóc większej liczbie pacjentów. Dlatego przyjrzymy się, czy leczenie tych dwóch grup chorych nie mogłoby się odbywać w ramach programów lekowych.
Na nowe leki czekają chorzy na raka płuca, prostaty, osoby z niewydolnością serca, cukrzycą… Nowe terapie są dostępne w innych krajach, w Polsce są zaś nierefundowane. Kiedy to się zmieni?
To trudne pytanie, bo niestety nie na wszystko nas stać. Jestem lekarzem i widzę korzyści, jakie dają nowe terapie. Dyskutuję na ich temat z firmami, ekspertami, konsultantami krajowymi. Bezsprzeczne jest to, że w medycynie dokonuje się postęp i jest coraz więcej opcji terapeutycznych. Bezsprzeczne jest również to, że wtym roku wprowadziliśmy wiele nowych leków do refundacji. Tak wiele, że wydamy więcej pieniędzy, niż na to mieliśmy.
To znaczy, że już do końca roku żadne nowe leki nie wejdą do refundacji?
Nie chcę tak powiedzieć. Jeżeli udaje nam się wynegocjować z firmami rozwiązania bardziej korzystne finansowo, to możemy zaoszczędzić pewną pulę pieniędzy, za którą możemy zrefundować nowy lek. Podobnie wtedy, gdy lek innowacyjny traci ochronę patentową, a na jego miejsce wchodzi tańszy generyk. Pojawiają się wtedy oszczędności, które możemy wydać. Bardzo bym chciał, aby 17 proc. budżetu NFZ było przeznaczane na leki, żeby oszczędności z RSS (instrumentów dzielenia ryzyka) były inwestowane w leki. Rozpocząłem już na ten temat rozmowy. Musimy jednak patrzeć globalnie. Zaczynamy mieć w Polsce najmniej lekarzy spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Musimy lekarzom lepiej zapłacić, żeby nie wyjeżdżali. Podobnie przedstawicielom innych zawodów medycznych. Inaczej co z tego, że rozbudujemy refundację, skoro nie będzie komu leczyć? Trzeba mądrze o tym myśleć. Dlatego jedna moja strona – lekarska – chciałaby dać pacjentom wszystkie nowoczesne leki. A moja druga strona – urzędnicza – niestety zdaje sobie sprawę, że gdy w portfelu nie ma pieniędzy, to nie mogę ich wydać.
Leczenie kosztuje, ale nieleczenie też. Stać nas na nieleczenie tych chorych? Jest pan też farmakoekonomistą, czyli świetnie liczy pan koszty…
Tak, jestem farmakoekonomistą, czyli osobą, która teoretycznie godzi te dwie strony (lekarską i urzędniczą) w analizach. Jeszcze lepiej robi to Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, podobnie jak komisja ekonomiczna, w której zasiadają osoby niezależne. Jeśli one napiszą: „nie refundować” z powodu bardzo wysokich kosztów leczenia, to niestety mój głos urzędniczy musi być silniejszy niż lekarski. Bylibyśmy niesprawiedliwi wobec innych obywateli, gdybyśmy zrefundowali bardzo drogi lek, silnie skupiający medialną uwagę, a zabrakłoby nam pieniędzy dla innych grup. To trudne wybory.
Pacjenci nie mają tych dylematów, bo walczą o swoje życie…
Tego nie neguję: punkt widzenia pojedynczego pacjenta i punkt widzenia całego systemu, niestety, czasem są różne.
… i porównują: lek jest w Niemczech, w Czechach, a w Polsce go nie ma.
Czesi i Słowacy wydają więcej na ochronę zdrowia, w tym na leki, per capita. Poradzili sobie z emigracją lekarzy, bo bardzo podnieśli im pensje. Czeski czy słowacki minister zdrowia ma więcej pieniędzy na obywatela na leki niż my. Niemcy przeznaczają na zdrowie 11 proc. swojego PKB, podczas gdy my – 4,8 proc. Jesteśmy biedniejszym państwem. Wiem, że to Polaków nie przekonuje. Gwarantuję jednak, że jeżeli będziemy mieć taki budżet na refundację, jak mają Niemcy, tozrefundujemy dużo więcej niż oni.
Powieje jednak optymizmem? Jest szansa dla chorych, którzy nie mogą czekać, aż zaczniemyprzeznaczać 11 proc. PKB na zdrowie?
Myślę, że wszystko powoli będzie się zmieniać, zwłaszcza jeśli chodzi o tych chorych, którzy najbardziej potrzebują nowych terapii. W przypadku każdej z chorób będziemy patrzeć, którzy pacjenci najbardziej skorzystaliby na nowych terapiach, będziemy się starać im je zapewniać. Te drzwi na razie uchyliły się na tyle, na ile mogły. Konsekwencją jest to, że w portfelu nie ma pieniędzy, a jest weksel na dług. Nie ma go za to w przypadku „Leków 75+”.
Na leki czekają też dzieci (i dorośli) z chorobami rzadkimi.
Wszyscy interesariusze rynku starają się tym dzieciom pomagać. W tej chwili dziewczynka z zespołem mocznicowym będzie leczona dzięki pieniądzom zebranym charytatywnie. Jesteśmy wdzięczni firmom, które mogą za darmo przekazać lek. Bardzo byśmy chcieli powiedzieć: „Dajemy pieniądze na leczenie ciężko chorego dziecka”. Jesteśmy jednak urzędem i działamy według prawa. Bardzo się cieszę, że powstał plan dla chorób rzadkich, chciałbym, żeby to było rozwiązanie systemowe, obejmujące nie tylko leczenie, lecz także diagnostykę, rehabilitację, wspomaganie, opiekę społeczną. Jeśli chodzi o leki, to dają one nadzieję, ale część z nich ma warunkowe dopuszczenie do obrotu, a skuteczność kilka procent wyższą niż dotychczasowe leczenie. Wiem, że te kilka procent to bardzo dużo dla rodzica, jednak muszę też pamiętać, że jest wiele leków mających lepszą efektywność. Dobrze jednak, że powstał plan dla chorób rzadkich.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.