Czy "polską whisky" da się uratować? Sądy pogrążają Starka

Czy "polską whisky" da się uratować? Sądy pogrążają Starka

Dodano: 
Łańcuch sędziowski, zdjęcie ilustracyjne
Łańcuch sędziowski, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP
Mogliśmy mieć eksportowy trunek znad Wisły, porównywalny ze szkockim Macallanem. Mogliśmy, ale wygląda na to, że legendarna szczecińska Starka na naszych oczach przegrywa walkę z sądami gospodarczymi i syndykiem.

Historia szczecińskiej Starki jest filmowa. Fabryka działała od 1863 roku, a jej flagowym produktem przez kilkadziesiąt lat była Starka, trunek po długim leżakowaniu. Jak pisze "Puls Biznesu", w 2012 r. firmę przed bankructwem uratowali inwestorzy z Kanady. Ich priorytetem była reorganizacja firmy, przeprowadzenie niezbędnych modernizacji zakładu (nowy system filtracji, dach) oraz przygotowanie firmy do wznowienia produkcji i sprzedaży. Cały proces trwał cztery lata.

Wyczucie Kanadyjczyków było dobre, Starka miała wykorzystać początek boomu na ekskluzywne alkohole starzone. Ceny pojedynczych butelek Starki potrafiły sięgać kilku tysięcy złotych, a blogi poświęcone ekskluzywnym alkoholom ekscytowały się, że Polska doczekała się wódki na miarę szkockiego Macallana.

Patent "biznesmenów"

Jak donosi "Puls Biznesu", kanadyjską sielankę przerwała intratna oferta odkupienia Starki złożona przez trzech "biznesmenów". Jak się wkrótce okazało, było to ordynarne oszustwo. "Biznesmeni", aby przekonać, że stać ich na zakup zakładu, przedstawili sfałszowane zaświadczenie z hiszpańskiego banku. W ten sposób w 2016 r. spółka na dwa lata trafiła w ręce nowych właścicieli. Jak donosi "PB", "biznesmeni" po czasie usłyszeli prokuratorskie zarzuty za przejęcie firmy podstępem, ale zanim szczeciński sąd zwrócił Starkę prawowitym właścicielom, spółka pod rządami "biznesmenów" popadła w tarapaty finansowe. Sąd przez ponad rok nie potrafił uporządkować KRS-u spółki.

Pierwsze zetknięcie z naszym wymiarem sprawiedliwości nie zniechęciło jeszcze kanadyjskich inwestorów, którzy po odzyskaniu firmy zabrali się do porządkowania sytuacji w Starce "po bożemu”. Wynajęli czołowych ekspertów od restrukturyzacji, zapłacili kilkadziesiąt tysięcy złotych za przygotowanie profesjonalnego planu restrukturyzacji, znaleźli zagranicznego inwestora gotowego wpompować w zakład 15 mln euro. I przede wszystkim złożyli propozycję układu z wierzycielami. W jej ramach zadeklarowali spłatę całego zadłużenia i to w 100 procentach, bez żadnych negocjacji. Co zrozumiałe, wierzyciele niemal jednogłośnie zagłosowali za tą propozycją.

Jak mogliśmy okraść własną firmę?

Gdy wydawało się, że Starka po raz kolejny ucieknie spod topora, na horyzoncie po raz drugi pojawił się szczeciński sąd gospodarczy. Nie dość, że całkowicie zignorował głos wierzycieli, to po raz kolejny wykazał się opieszałością. Rozpatrzenie wniosku o zatwierdzenie układu z wierzycielami zajęło ponad rok, choć zgodnie z przepisami powinno to zająć dwa tygodnie. Jeszcze dłużej trwało rozpatrzenie wniosku o upadłość: sprawa powinna być zamknięta w dwa miesiące, a trwała... cztery lata. Nawet uzasadnienie sprawy zostało wydane z poślizgiem: sąd powinien przygotować je w 14 dni, a zrobił to po ponad ośmiu tygodniach. W efekcie w marcu tego roku sąd odrzucił propozycję układową Kanadyjczyków i na zamkniętym posiedzeniu ogłosił... upadłość spółki.

Co więcej, w dniu głosowania nad układem Kanadyjczyk, który mieszak w Polsce wraz ze swoją polską żoną i jej 66-letnią matką, usłyszeli zarzuty... zatrudniania ochroniarzy oraz sprzedaży dwóch samochodów i alkoholu należących do spółki po zbyt niskiej cenie. "Byłem zszokowany, gdy dowiedziałem się o zarzutach karnych. Najpierw po tym, jak nie zapłacili za alkohol i samochody, które legalnie kupili, zgłosiliśmy kradzież prokuratorowi ponad półtora roku przed pukaniem do naszych drzwi. W rzeczywistości, aby pomóc prokuratorom w śledztwie w sprawie kradzieży, zatrudniliśmy i opłaciliśmy śledczego, który kupił część skradzionych towarów, które zostały zauważone na sprzedaż przez bystrego pracownika. Teraz jesteśmy oskarżani o spiskowanie ze złodziejami. Jak i dlaczego mielibyśmy okradać własną firmę, przecież to niedorzeczne. Zostałem wyciągnięty z domu na oczach moich dzieci o szóstej rano, podobnie jak moja teściowa - i to w dniu głosowania nad naszą propozycją układu. Chciałbym wierzyć, że ten zbieg okoliczności to przypadek i że nie chodziło o wywarcie presji na wierzycielach. Zarzuty wobec mnie to tylko część układanki w wielkim obrazie konfliktu wokół Starki, w którym konsekwentnie działałem na rzecz zabezpieczenia interesów spółki"– - wyjaśnił Kanadyjczyk w rozmowie z Pulsem.

Kto uratuje Starkę?

Co dalej? Kanadyjczycy deklarują, że pomimo tego, co spotkało ich w Polsce, nadal chcą walczyć o wytwórnię, jej legendarny znak i pozostawionych pracowników. Tymczasem syndyk prze do jak najszybszej wyprzedaży majątku Starki.

Ktoś powie, że to historia jakich w Polsce wiele. Starka to nie pierwsza i nie ostatnia firma, która upadła z powodu przewlekłości postępowań, bezmyślności lub lenistwa sędziów połączonego z bezwzględnością syndyków. Ci ostatni od jakiegoś czasu są zresztą pod lupą Ministerstwa Sprawiedliwości. Dwa miesiące temu został zawieszony warszawski syndyk Krzysztof Gołąb a Marcin Kubiczek, odpowiedzialny za masę upadłości Idea Banku, został właśnie zgłoszony do prokuratury przez Ministerstwo Sprawiedliwości....

To chwalebne, że resort kierowany przez Zbigniewa Ziobro zaczął dostrzegać patologię, jaką jest restrukturyzacja w polskich warunkach. Pytanie jednak, czy ministerstwo nie powinno zainteresować się również sprawą Starki. Stawką jest marka, która może rozsławić Polskę - dokładnie tak, jak Macallan rozsławił Szkocję. A pytania nasuwają się tu same. Dlaczego sądy działały tak opieszale? Dlaczego zdecydowano się na upadłość, skoro można było uratować markę i spłacić wszystkie długi? Czy to przypadek, że właściciel został wyciągnięty z domu w dniu głosowania nad układem? Jeśli tak, to znaczy, że Polska jest krajem dziwnych zbiegów okoliczności.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także