Chciałbym na przykład być obok Donalda Tuska, gdy ten dowiedział się, że Agnieszka Holland kręci i zamierza przed wyborami pokazać w kinach "Zieloną granicę". Donalda Tuska można mieć za szkodnika, skrajnego cynika, można go też uważać za polityka mocno ostatnio przereklamowanego i goniącego w piętkę, ale jednego nie można mu odmówić: inteligencji. Tusk musiał więc i musi nadal doskonale rozumieć, że dla jego formacji tacy jak Holland są największym problemem. Pasożytują na niej, nie ponosząc jednocześnie żadnych konsekwencji swoich wyskoków, z których większość idzie na konto "opozycji demokratycznej", a Koalicji Obywatelskiej w szczególności.
Zarazem Agnieszki Holland – może to dla niektórych zabrzmi obrazoburczo – za inteligentną nie uważam. Reżyser może mieć na swoim koncie kilka dobrych filmów ("Obywatel Jones" z 2019 r. to naprawdę dobry obraz, pokazujący zbrodnię Hołodomoru na Ukrainie), ale w żaden sposób nie wynika z tego, że jest inteligentny. Inteligencja oznacza bowiem między innymi zdolność do zakwestionowanie własnych chciejstw i zobaczenie rzeczywistości w jej faktycznej postaci, nawet jeśli nam się ona bardzo nie podoba.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.