W piątek do kin wszedł film Agnieszki Holland "Zielona granica". Produkcja od wielu tygodni wzbudza olbrzymie kontrowersje i potęguje wzajemne zarzuty stronnictw politycznych. Szczególnie że do mediów przedostają się kolejne fragmenty "Zielonej granicy", a część komentujących zdążyła go już obejrzeć.
Śmiszek o imigrantach
Film Holland w kontekście sytuacji na polsko-białoruskiej granicy i naporu imigrantów na Europę był przedmiotem dyskusji polityków w niedzielnym "7 Dniu Tygodnia" Radia ZET.
W tym tygodniu Lewicę reprezentował w studio poseł Krzysztof Śmiszek. Polityk w ostrych słowach skrytykował rządzących, mówiąc m.in. o aferze wizowej i komentarzach przedstawicieli władzy na temat filmu. W pewnym momencie prowadzący Andrzej Stankiewicz zapytał go, czy wpuściłby nielegalnych imigrantów z terenu Białorusi na terytorium Polski, czy nie i poprosił o konkretną odpowiedź.
– Lewica zawsze stała na jednym stanowisku. Ludzie, którzy przyjeżdżają do Polski muszą być sprawdzeni w procedurach administracyjnych. Jeśli ktoś nie spełnia wymogów, taką osobę natychmiast trzeba wydalić – powiedział Śmiszek.
Dziennikarz zwrócił uwagę, że poseł nie odpowiada na jego pytanie, na co ten dodał "nie będzie rozbiórki muru na granicy dopóty, dopóki nie będzie wolnej, demokratycznej Białorusi".
Po tych słowach obecny w studio wiceminister Kaleta z Suwerennej Polski przypomniał, że zanim powstał, Lewica była przecież przeciwna budowie muru.
– Sytuacja musi być bardzo jasna – kontynuował Śmiszek. – Każdy, kto ubiega się o ochronę międzynarodową w Polsce, musi być na podstawie prawa polskiego, które łamiecie jako PiS, i prawa międzynarodowego sprawdzony i szybko odesłany do domu, jeśli nie spełnia kryteriów – powiedział przedstawiciel Lewicy.
Ochrona granicy
Przypomnijmy, że od kiedy w 2021 r. białoruskie władze rozpoczęły akcję przerzutu do Polski nielegalnych migrantów, Polska jest zmuszona angażować znaczące siły porządkowe i środki finansowe, by zabezpieczyć granicę przed ludźmi sprowadzanymi z najrozmaitszych państw Afryki i Azji. W przytłaczającej większości są to młodzi mężczyźni z państw nie objętych działaniami wojennymi.
Wbrew narracji jaką przez długi czas utrzymywały środowiska lewicowe okazało się bowiem, że nie mamy do czynienia z uciekinierami z Afganistanu, opuszczającymi to państwo z powodu ponownego ustanowienia tam reżimu Talibów po wycofaniu się Amerykanów, choć imigranci z Afganistanu również zdarzają się wśród sprowadzanych na Białoruś osób.
Czytaj też:
Spięcie polityków w studiu Radia Zet. "Może proces wyborczy chciałby pan mieć?"Czytaj też:
Kamiński: Holland ma prawo do radykalnych poglądów, ale powinien być pewien moralny hamulec