Adam Hofman i jego Tres Amigos Madrilleros to prawdziwy balsam na zbolałe dusze platformersów. Szczególnie teraz, gdy rezultaty Kopacz i Tuska razem wzięte okazały się mało efektywne, jeżdżenie po Hofmanie pozwala się wiernym partii „autorytetom” odrobinę pocieszyć. Chociaż miało przecież być inaczej – szydera z drobnych cwaniaczków miała podkreślać radość z kolejnej klęski znienawidzonego Kaczora, miała być głównym punktem kolejnej triumfalnej fiesty „młodych wykształconych z dużej deweloperki”, utwierdzającej ją w wierze, że „polski ciemnogród” wymrze jak dinozaury.
Przykładem służy modelowy antypisowski celebrytan Zbigniew Hołdys. Mówimy Hofman, a powinniśmy mówić Kaczyński – instruuje on w „Newsweeku”. To Kaczyński stworzył Hofmana, to dzięki Kaczyńskiemu Hofman został posłem i mógł wyłudzać pieniądze z delegacji, to w ogóle mniejszy Kaczyński, na jego wzór i podobieństwo. Tak czy owak wyrzucony czy nie – to wina Kaczyńskiego, Kaczyńskiego, i tego się, czytelniku, ucz na pamięć.
A mnie bawi, że właśnie z pamięcią mają lizuski władzy taki problem. I że się niczego nie uczą. Jedziecie tak po Hofmanie, całe „newsweeki” od okładki do okładki, jakbyście nie jeździli kiedyś po Sikorskim, żałosnym małolacie z brytyjskim paszportem, którego prawica wsadziła do MON, po Piterze, wariatce od korupcji z bliżej nieokreślonymi brudami na strychu, po Kamińskim, faszyście pielgrzymującym z ryngrafem do Pinocheta, po jeszcze gorszym faszyście Giertychu.
A gdzie oni wszyscy teraz? Odbierają cześć i chwałę u was. A wy, Lisy i Hołdysy, wyszliście na durniów. I co zrobicie, jeśli Hofman wykorzysta fakt wyrzucenia z PiS, by udać się do Olejnik i tam poopowiadać, że Kaczyński go zdeprawował, zmuszał do złych rzeczy, ale teraz przejrzał na oczy, wstępuje do PO i chce jej służyć swą wiedzą o Kaczyńskim, o słabościach jego i jego partii, o sposobach, jakimi można prezesa doprowadzić do tak pożądanej furii? I co, jeśli premierzyca mu wybaczy i przytuli do matczynego serca i rządowego portfela tak jak nawróconego Palikota?
Wyjdziecie na durniów znowu. Lepiej więc, znając elastyczność waszego salonu, zamiast pluć na Hofmana, zawczasu zacznijcie się z nim zaprzyjaźniać.