DoRzeczy.pl: Personalnie jest pan jednym z największych zwycięzców tych wyborów – zdobył pan ponad 100 tysięcy głosów w trudnym dla PiS okręgu. Wynik partii jednak nie jest w pełni satysfakcjonujący. Dało się zrobić więcej w tej kampanii?
Kacper Płażyński: Mój wynik to docenienie czterech lat ciężkiej pracy mojego zespołu. Dziękuję im za to, dziękuję za każdy głos, który otrzymałem, dziękuję mojej żonie, która od lat mnie wspiera, a tym razem sama przeprowadziła bardzo udaną kampanię. Na Prawo i Sprawiedliwość zagłosowało 7,6 miliona obywateli. Chociaż to o 400 tysięcy mniej, niż cztery lata temu, to w kontekście niezwykle ciężkiej kadencji, z pandemią i największą wojną od 1945 roku wynik nie jest zły. Oczywiście Prawo i Sprawiedliwość ma większe aspiracje, chcemy rządzić i mieć samodzielną większość. W tej zaś perspektywie wynik należy traktować jako porażkę.
Opozycji będzie trudno sformować rząd, który będzie trwały i miał sensowną wizję rozwoju Polski. W każdej chwili może dojść do tego, że ugrupowania, które są dziś w kontrze do nas, będą chciały zmienić opcję koalicyjną. Martwi to, że nie wiadomo, w jakim kierunku polski okręt będzie płynąć, a dzisiaj, kiedy morze jest tak wzburzone, jest to sytuacja niebezpieczna dla naszej ojczyzny.
Samą kampanię można było poprowadzić lepiej?
Wynik na pewno mógł być lepszy. Z jednej strony to olbrzymi kredyt zaufania i dowód potencjału naszej formacji, ale biorąc pod uwagę, to jak Polska przez te osiem lat się zmieniła na lepsze, jak Polakom żyje się lepiej, co potwierdzają makro i mikroekonomiczne dane, to nie może dawać on satysfakcji. To powinno być 50 proc., w tym kontekście i z takiej perspektywy trzeba wyciągać wnioski. Dlaczego było tylko 35 procent? Nie byłem w sztabie, nie miałem dostępu do danych, do sondaży i na pewno nie zamierzam krytykować kolegów, którzy wzięli na siebie tę potwornie ciężką pracę i odpowiedzialność.
Kampania wyborcza poza szukaniem najlepszych rozwiązań programowych, to również umiejętność docierania do wyborców. Widać, że coś tu zawiodło, ale powtarzam – nie byłem w sztabie i nie mam wystarczających danych, żeby pokusić się o rzetelną analizę. Na pewno jednak trzeba ją pilnie przeprowadzić. Jestem zadowolony ze swojej kampanii na Pomorzu. Ona była taka jak zawsze, czyli pozytywna i merytoryczna, bo w takim formacie dobrze się czuję.
Dobre wyniki zanotowało wielu młodych polityków PiS-u, urodzonych w latach 80. Przed nami wybory samorządowe, później do Parlamentu Europejskiego, ale niezwykle ważne i trudne będą wybory prezydenckie. Wybory do Senatu pokazały, że jeśli wybór ograniczony jest do dwóch kandydató,w to Prawo i Sprawiedliwość ma problem. Może kandydata trzeba poszukać w najmłodszej generacji polityków? Może Kacper Płażyński?
Schlebia mi pan, ale nie mam takich planów i nie będę się do takich opinii szerzej odnosił. Kandydatem obozu patriotycznego na prezydenta będzie osoba, która będzie miała potencjał na zwycięstwo. Nie brakuje u nas takich polityków. Wybory prezydenckie będą poprzedzone przez wybory samorządowe i do Parlamentu Europejskiego. Na nich teraz musimy się w pełni skupić.
Polacy, w tym najmłodsze pokolenie, będzie się przekonywać, jak wyglądają rządy Donalda Tuska, czy są odpowiedzią na ich aspiracje, a na ile to była bujda na resorach, festiwal obietnic wyborczych. Z których, jak już widzimy, politycy PO, PSL-u, Polski 2050 zaczęli się wycofywać, przy absurdalnym tłumaczeniu jakoby w polskim budżecie miała być gigantyczna dziura. Mieli to odkryć teraz, nawet przed przejęciem rządów, a mają takie same informacje, jakie mieli miesiąc i tydzień temu. Sama dziura budżetowa jest wielokrotnie mniejsza niż za czasów rządów Donalda Tuska. Budżet Polski przez osiem lat naszych rządów zwiększył się dwuipółkrotnie.
Czytaj też:
Co z obietnicami opozycji? Dziura LeszczynyCzytaj też:
Stan finansów publicznych. Prezes PFR: Materia jest dość skomplikowana i łatwo dezinformować