• Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Potop i pokot

Dodano: 
Spotkanie autorskie z Olgą Tokarczuk poświęcone powieści pisarki "Księgi Jakubowe"
Spotkanie autorskie z Olgą Tokarczuk poświęcone powieści pisarki "Księgi Jakubowe" Źródło: PAP / Artur Reszko
Więcej Tokarczuk, mniej Sienkiewicza – banner z takim hasłem mógłby wisieć na gmachu Ministerstwa Edukacji Narodowej, odkąd o tym, czego uczy się w polskich szkołach, decydują pani Nowacka i jej zastępczynie – Mucha i Lubnauer – wsparte koalicyjnym ludowcem Kiepurą

Slogan, który przytaczam, nie byłby nawet całkowicie pozbawiony sensu, mamy tu bowiem do czynienia z uznanymi twórcami, noblistami, tyle że z dwóch różnych epok, w tym jednej dawno minionej, jako że autora „Trylogii” zwykło się traktować jako pisarza XIX-wiecznego, przypisując go do pozytywizmu.

Uczeń ma rozumieć współczesny świat, a literatura winna mu w tym pomóc – domagają się sternicy naszej oświaty i dlatego do lektur szkolnych trafić mają utwory powstałe w wieku XXI czy w końcu wieku XX, a nie w czasach zamierzchłych, do tego napisane językiem sprawiającym uczniom trudności z jego zrozumieniem. A i traktujące o aktualnych ważnych problemach dla młodych obywateli Uśmiechniętej Polski, a nie o wojnach, zaborach czy powstaniach.

Sęk w tym, że najbardziej znaczącym dziełem Olgi Tokarczuk są „Księgi Jakubowe”. Ta „historia Jakuba Franka – tak opowiadała jej autorka w »Książkach. Magazynie do czytania« – jest tak zdumiewająca, że trudno uwierzyć, iż naprawdę się zdarzyła. Mówiąc w wielkim skrócie, opowiada o tym, jak spora grupa Żydów z Podola, wyznawców XVII-wiecznego kabalisty i rabina Szabtaja Cwi uważającego się za mesjasza, przeszła z wielką pompą na katolicyzm pod wodzą swego przywódcy, kupca Jakuba Franka, przedtem zaś przez jakiś czas wyznawała islam”.

Artykuł został opublikowany w 12/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także