Od wielu lat Polacy spierają się o Napoleona. Czy cesarz Francuzów był naszym szczerym przyjacielem? Czy też może cynicznie wykorzystał Polaków do swoich własnych celów? Czy dotrzymanie mu wierności do końca – czego symbolem stał się „skok” księcia Józefa do Elstery – było decyzją racjonalną? Czy też może kolejnym objawem polskiego romantyzmu politycznego, który honor stawia wyżej niż interes ojczyzny?
To jeden z „odwiecznych” polskich sporów, którego nie rozstrzygniemy. Będzie on trwał jeszcze długo. Nawet najwięksi przeciwnicy Napoleona pękają jednak z dumy, gdy słyszą o polskich kawalerzystach bijących się u boku Francuzów. Szarża pod Somosierrą – kiedy nasi szwoleżerowie dokonali niemożliwego w dziejach oręża Rzeczypospolitej.
A podobnych zwycięstw pod wodzą cesarza odnieśliśmy przecież wiele.
Ułani epoki napoleońskiej reprezentowali wszystkie cechy, za które Polacy tak kochają kawalerię. Ich brawura graniczyła z szaleństwem, a odwaga przeszła do legendy.
Nie stronili od alkoholu, kart i pojedynków, łamali niewieście serca. Określenie „ułańska fantazja” pochodzi właśnie z tych czasów.
Szwoleżerowie i ułani Napoleona byli godnymi następcami husarów, którzy w 1610 r. rozgromili Moskali pod Kłuszynem i otworzyli przed hetmanem Stanisławem Żółkiewskim drogę do Moskwy. Ich dzieło kontynuowali z kolei kawalerzyści Józefa Piłsudskiego, którzy w 1920 r. przetrącili kark hordom Siemiona Budionnego i przepędzili z Polski bolszewików.
Nowy numer „Historii Do Rzeczy” poświęcamy im. Polskim jeźdźcom epoki napoleońskiej, którzy na terenie całej Europy dokonywali bohaterskich, zapierających dech w piersiach czynów. Przelewali krew od spękanych słońcem wąwozów Hiszpanii po skute lodem przedpola Moskwy. Wierzyli, że uda im się wywalczyć wolną Rzeczpospolitą. Dziś, po dwóch wiekach, oddajemy im cześć.