• Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Bujda księżycowa

Dodano: 
Scarlett Johansson i Channing Tatum na premierze filmu "Zabierz mnie na księżyc"
Scarlett Johansson i Channing Tatum na premierze filmu "Zabierz mnie na księżyc" Źródło: PAP/EPA / HANNIBAL HANSCHKE
Jak obrzydzić rodakom ważne chwile w historii i zastąpić dumę poczuciem niesmaku – nie, to nie nowe dzieło polskiej kinematografii, to amerykańska komedia o podboju kosmosu.

Czy można komedię rozliczać z wierności faktom historycznym? A to zależy. Zazwyczaj nie można, bo przecież jej celem jest nie edukacja, lecz zabawa. Często wręcz źródłem humoru ma być historyczny rewizjonizm: spójrzmy na postać Juliusza Cezara w serii komiksowej (i filmowej) o Asterixie. Wspomnijmy bezlitosne komediowe kpiny z Napoleona – ale pamiętajmy też, że zwykle najbardziej kpili z niego ci, którym ów Napoleon przed wiekami dawał łupnia. Czasem jednak komedię wypada pod pręgierzem postawić. Nie, gdy dla żartu przekręca fakty, lecz kiedy przegania ducha historii i w jego miejsce wywołuje demona propagandy. Tak stało się w przypadku filmu „Zabierz mnie na Księżyc” („Fly Me to the Moon”) w reżyserii Grega Berlantiego. Dziełko reklamowane jako komedia romantyczna przemknęło w lipcu przez ekrany kin, a teraz trafia do streamingu. Szału nie było. Film kosztował ponad 100 mln dol., wpływy z biletów ledwie przekroczyły 40 mln. Mimo wielkich gwiazd w obsadzie (Channing Tatum i Scarlett Johansson) wakacyjny podbój kin się nie udał. Myślę, że wiem dlaczego.

Upadki i wzloty

Zacznijmy od podstaw: 12 września 1962 r. prezydent John F. Kennedy wygłosił w Houston na Rice University słynne przemówienie, w którym obiecywał, że Amerykanie wyślą człowieka na Księżyc jeszcze przed końcem dekady – „nie dlatego, że jest to łatwe, ale dlatego, że jest to trudne”.

Recenzja została opublikowana w 37/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także