Przecież pan Zuckerberg nigdy nie wygłosiłby herezji, jakie padły z ust wspomnianej postaci. Że cenzura na Facebooku zaszła za daleko, że weryfikatorzy (zwani fact checkerami) byli zbyt upolitycznieni i zastąpią ich notki społeczności; że trzeba wrócić do korzeni i przestać cenzurować treści dotyczące spraw takich jak imigracja czy kwestie płci, bo te leżą teraz w głównym nurcie debaty; że algorytmy cenzorskie zostaną stępione i będą reagować same tylko na najdrastyczniejsze przypadki, a na mniej drastyczne – wyłącznie w razie zgłoszenia przez użytkowników; wreszcie, że FB przestanie spychać do tyłu zwartość polityczną, bo użytkownicy chcą jej na pierwszym planie. Cuda, panie, cuda! A autorem tych cudów jest bez wątpienia administracja prezydenta elekta Donalda Trumpa, bo różne rzeczy o Marku Zuckerbergu można mówić, ale biznesmenem dbającym o własny biznes to on jest. A to oznacza, że jest też elastyczny (niektórzy użyją tu brzydkiego słowa "koniunkturalista").
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.