Kiedy powstawał rząd Beaty Szydło, podział w nim wydawał się dość jasny i dobrze było widać go na sali, na której odbywają się posiedzenia Rady Ministrów. Po prawej stronie premier zasiedli politycy prezentujący twardą partyjną linię: Antoni Macierewicz, Mariusz Błaszczak, Mariusz Kamiński, Witold Waszczykowski, Krzysztof Jurgiel, ale także prof. Piotr Gliński, Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro. Po drugiej stronie ci, którzy mają opinię „lepszych twarzy rządu”, m.in.: Mateusz Morawiecki, Paweł Szałamacha, Anna Streżyńska czy Elżbieta Rafalska. Po trzech miesiącach funkcjonowania gabinetu Szydło podziały w rządzie wyglądają już inaczej. Podobnie jak ocena poszczególnych ministrów. – Podzieliłbym ministrów w rządzie na sprawnych, którzy dobrze pilnują swoich resortów, i niesprawnych – mówi jeden z polityków PiS.
Kiedy tworzył się rząd Szydło, jako najsłabsze ogniwa, między innymi ze wzglę- dów wizerunkowych, wskazywano w nim głównie Antoniego Macierewicza i Zbigniewa Ziobrę. Nominacja Macierewicza na szefa MON budziła największe emocje, ito nie tylko dlatego, że w czasie kampanii PiS publicznie zadeklarował, że stanowisko to obejmie Jarosław Gowin. Macierewicz to postać kojarząca się z kontrowersyjnymi tezami o zamachu w Smoleńsku. Ma opinię polityka radykalnego i nieobliczalnego. Jego obecność w MON przedstawiano jako skrajną nieodpowiedzialność. Okazało się, że Macierewicz to polityk, który wie, czym różni się sprawowanie funkcji ministra od bycia posłem opozycji. Zrezygnował z ostrej retoryki, rzadko udziela wywiadów i występuje w mediach, skupia się na pracy w resorcie, szybko reaguje na kryzysy (wycofał się z krytykowanej nominacji dla młodego asystenta Edmunda Janningera). (...)