Znajomy był naprawdę wściekły. Krzyczał do słuchawki. Wygrażał. Nie mnie na szczęście, ale rządowi. Miał poczucie – słuszne, niestety – że jako przedsiębiorca został zrobiony w bambuko.
Był wieczór 1 czerwca. Znajomy prowadzi niewielką firmę, wydawnictwo. Właśnie 1 czerwca mijał termin przelania fiskusowi zaliczek na podatek dochodowy od wypłaconych w marcu i kwietniu wynagrodzeń, prolongowanych w ramach Tarczy Antykryzysowej. Jako że normalny termin to 20. dzień każdego miesiąca, w czerwcu kumulowały się w ten sposób zaliczki za marzec, kwiecień i maj. Jednocześnie niezaleganie z jakimikolwiek należnościami jest warunkiem utrzymania korzyści z dowolnego programu pomocowego, więc kto z pomocy antykryzysowej skorzystał, choćby nawet miał nóż na gardle, ten musiał się jakoś sprężyć i zapłacić. Znajomy zapłacił.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.