W opublikowanym w poniedziałek na Facebooku filmie Mihály Varga mówił o znacznych szkodach, jakie sankcje nałożone na Rosję wywarły na węgierską gospodarkę. Minister finansów wskazał m.in. na znaczne osłabienie się węgierskiej waluty forinta. Zapowiedział także, że Budapeszt nie zgodzi się na nałożenie sankcji na rosyjski sektor energetyczny.
Węgierskie weto
– Węgierska waluta stała się ofiarą brukselskich sankcji, które wyrządziły znaczne szkody węgierskiej gospodarce – stwierdził minister finansów Mihály Varga na nagraniu. Polityk dodał, że ewentualna decyzja o rozszerzeniu sankcji na rosyjski sektor energetyczny będzie stanowić największe zagrożenie dla forinta i narodu węgierskiego. Varga stwierdził także, że zwolennicy przedłużenia sankcji chcą, by Węgrzy zapłacili cenę wojny na Ukrainie.
– Węgierski rząd nie poprze takiego posunięcia [sankcji na rosyjskie surowce - przyp. red.] na żadnym forum międzynarodowym – stwierdził stanowczo szef resortu finansów, odnosząc się do ewentualnych nowych sankcji, które miałyby osłabić eksport rosyjskich surowców do europejskich odbiorców. – Sankcje wywołały skrajną niepewność w europejskiej gospodarce – dodał Varga.
Słaby forint
Dziś rano polski złoty i czeska korona zanotowały stosunkowo stabilne notowania względem najważniejszych światowych walut, podczas gdy forint odnotował ogromną deprecjację wartości. Jak oceniają analitycy, podobna sytuacja miała miejsce w 2008 roku podczas światowego kryzysu finansowego.
UE jest uzależniona od dostaw rosyjskich surowców energetycznych. 40 proc. swojego zapotrzebowania na gaz i około 27 proc. zapotrzebowania na ropę zaspokaja poprzez kupowanie ich od Rosji. Węgry zajmują pod tym względem pierwsze miejsce w Unii Europejskiej. Rosyjski gaz stanowi jedną czwartą węgierskiego miksu energetycznego.
Czytaj też:
Ambasador Polski przy UE: Ukraina powinna jak najszybciej mieć status kandydata do WspólnotyCzytaj też:
Szokujące oświadczenie abp. Viganò. Hierarcha powiela rosyjską narrację o wojnie na UkrainieCzytaj też:
Kiedy Rosja skończy wojnę? Prof. Domański: Kluczem są Chiny