Dlaczego nie brać dotacji?

Dlaczego nie brać dotacji?

Dodano: 
Pieniądze, zdjęcie ilustracyjne
Pieniądze, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Lech Muszyński
Niezależnie od prowadzonej na Ukrainie wojny Polska zyskałaby na wstrzymaniu przez Brukselę wszystkich dotacji.

Mogę czuć się jak prekursor. Mam ogromną satysfakcję, bo to, o czym pisałem już 18 lat temu, czyli zanim Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, choć powoli, to w końcu przebija się do mainstreamu. Chodzi o świadomość tego, że unijne dotacje są szkodliwe i że nie są manną z nieba, którą dostaje się za darmo. Moje wyliczenia i analizy, które prezentowałem w moich książkach i artykułach na temat UE, wskazywały na to, że Polsce nie opłaca się brać dotacji.

Wcześniej, poza wąskim gronem środowisk wolnościowych, nikt w ogóle nie dopuszczał do siebie takich myśli. Przecież bilans Ministerstwa Finansów, który podawał te wpływające miliardy, był taki jednoznaczny… Euroentuzjaści i eurorealiści – politycy, publicyści, ekonomiści głównego nurtu i zwykli ludzie – zachłyśnięci szpecącymi krajobraz unijnymi tablicami propagandowymi na każdym rogu ulicy zarzekali się, że dotacje są wspaniałe i umożliwiają Polsce rozwój – no i jak można nie brać „darmowej” kasy? Taki był przekaz we wszystkich wiodących stacjach telewizyjnych i pozostałych mediach mainstreamowych. Wątpliwości były zakazane. Nawet zatwardziali zwolennicy wolnego rynku i część eurosceptyków twierdzili, że unijne dotacje należy brać jako zwrot za wpłaconą składkę członkowską. Otóż nie, bo branie dotacji powoduje kolejne olbrzymie koszty, których by nie było, gdyby zrezygnować z unijnych srebrników.

Pomnik rozrzutności

W 2021 r. prounijny portal businessinsider.com.pl opublikował listę pomników państwowej rozrzutności. Autor wskazał, że publiczne podmioty wydały setki milionów na różne projekty, a teraz trzeba te obiekty utrzymywać z pieniędzy podatników. Zamiast wspierać budowę dobrobytu obiekty te obciążają gospodarkę. W artykule nie jest oczywiście powiedziane to wprost (to nie przeszłoby autorowi ani portalowi przez gardło), ale część z tych nietrafionych projektów współfinansowanych było z funduszy unijnych: Opera i Filharmonia Podlaska, lotnisko w Łodzi czy lotnisko w Świdniku. Takie pomniki można wymieniać w nieskończoność: Muzeum Śląskie w Katowicach (budowa kosztowała 261,3 mln zł, w tym unijna dotacja wyniosła 178,2 mln zł, ale jego utrzymanie to kilkadziesiąt milionów złotych rocznie), hala sportowo-widowiskowo-wystawiennicza w Bielsku-Białej, Galeria Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Czeladzi (woj. śląskie), aquapark w Suwałkach, filharmonia w Kielcach, Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, lotniska w Zielonej Górze i Szymanach czy stadion w Lublinie. W wielu przypadkach przychody z działalności tego typu obiektów pokrywają nie więcej niż 20 proc. kosztów, a niektóre z nich przez okres pięciu lat mają w ogóle zakaz pobierania jakichkolwiek opłat. Nieżyjący już europoseł Michał Marusik tłumaczył, że Unia Europejska wspiera właśnie takie przedsięwzięcia, które nie będą przynosić zysków, a są kulą u nogi, generującą koszty, gdyż trzeba je utrzymywać z pieniędzy podatników. Na przykład dopiero po latach miasto Żory przyszło po rozum do głowy i sprzedaje wybudowane za dotacje unijne miasteczko westernowe Twinpigs, do którego nie zamierza dalej dopłacać.

Całość dostępna jest w 28/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Autor: Tomasz Cukiernik
Czytaj także