Propozycja Scholza zakłada wpompowanie w niemiecką gospodarkę 200 mld euro na złagodzenie skutków gwałtownie rosnących cen energii.
Tak ogromny zastrzyk gotówki wywołał protest ze strony włoskich i francuskich komisarzy UE, Paolo Gentiloniego i Thierry'ego Bretona. Zarzucają oni Niemcom, że zakłócą wspólny rynek UE, stawiając finansowane przez państwo niemieckie firmy w nieuczciwej przewadze konkurencyjnej – informuje Politico.
Krytycy planu Scholza podkreślają w tym kontekście, że Berlin jest czołowym architektem kryzysu energetycznego, bo uzależnił swoją gospodarkę od importu energii z Rosji.
Gentiloni i Breton opublikowali na łamach europejskich gazet artykuł, w którym argumentują, że unijna odpowiedź na obecny kryzys powinna być wspólna i ograniczona do "narzędzi na poziomie europejskim", tak jak w przypadku funduszu stworzonego po pandemii COVID-19.
Niemcy blokują propozycję 17 państw UE, w tym Polski
Jak podkreśla "Rzeczpospolita", problem nie leży w tym, że Niemcy wydają pieniądze publiczne na wsparcie gospodarstw domowych i firm, bo dziś w UE, w obliczu galopujących cen elektryczności, robi to każdy. Obawy budzi skala tego pakietu oraz stosowane w nim środki.
Gazeta zwraca jednocześnie uwagę, że Berlin sprzeciwia się propozycji popieranej przez 17 państw UE, w tym Polskę, żeby wprowadzić unijny limit na cenę importowanego gazu.
"Cytują argumenty ekonomiczne: jak obawy o bezpieczeństwo dostaw czy zwiększenie popytu na gaz. Tymczasem w krajowym pakiecie taki limit na cenę gazu proponują. Zatem będą kupowali gaz na rynku globalnym, wypychając innych z rynku, po to, żeby dystrybuować go potem odbiorcom po niższej cenie" – czytamy na łamach "Rz".
Dziennik podkreśla, że inicjatywę legislacyjną w UE ma wyłącznie Komisja Europejska, na czele której stoi Niemka – Ursula von der Leyen.
Czytaj też:
Wicekanclerz Niemiec: Nie osiągniemy celów klimatycznych na 2022 i 2023 rok