Jak obowiązkowy ZUS niszczy polskie firmy
  • Tomasz CukiernikAutor:Tomasz Cukiernik

Jak obowiązkowy ZUS niszczy polskie firmy

Dodano: 
Adam Abramowicz, rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców
Adam Abramowicz, rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców Źródło:PAP / Leszek Szymański
Z Adamem Abramowiczem, rzecznikiem małych i średnich przedsiębiorstw rozmawia Tomasz Cukiernik.

Tomasz Cukiernik: Na jakim etapie jest sprawa dobrowolnego ZUS dla przedsiębiorców?

Adam Abramowicz: Od pięciu lat zabiegam o to, żeby zmienić ten niesprawiedliwy i szkodzący gospodarce system. Razem z komitetem obywatelskim, który powołali przedsiębiorcy, proponuję zmiany na system niemiecki. Tam przedsiębiorca składki na ubezpieczenie samego siebie płaci dobrowolnie. To przyjęło na swoje sztandary kilka partii politycznych, jak Konfederacja czy PSL. Jeszcze w poprzedniej kadencji został złożony podpisany przez kilkunastu posłów projekt dobrowolnego ZUS. Jednak nie został on przez panią marszałek dopuszczony do procedowania. W tej kadencji Konfederacja już wniosła ten projekt. Liczę na to, że Trzecia Droga poprze te rozwiązania.

Jednak posłowie Konfederacji i Trzeciej Drogi nawet łącznie nie są w stanie przegłosować takiej ustawy.

To prawda. Dlatego się cieszę, że kiedy nastąpiła próba tworzenia rządu, premier Morawiecki powiedział, że przyjmuje dobrowolny ZUS jako rozwiązanie, które będzie realizował, więc jak się głosy PiS dołożą, to już będzie większość.

Dlaczego dla przedsiębiorców jest to ważna kwestia?

Ten system, który jest, jest systemem rujnującym ludziom życie. Takiego systemu nie ma w żadnym innym państwie europejskim. Składki są liczone albo od dochodu – tak jest na Słowacji, w Czechach czy na Litwie, albo jest to system zbliżony do KRUS – np. w Wielkiej Brytanii, gdzie są niska składka i niska emerytura. Przy niskich dochodach przedsiębiorca płaci tam w przeliczeniu 60 zł miesięcznie i emeryturę otrzymuje niewielką. Albo jak w Niemczech, gdzie jest system dobrowolny. Tylko u nas jest bardzo wysoki ryczałt – w 2024 r. 1600 zł plus minimalna składka zdrowotna 382 zł. Czyli przedsiębiorca musi co miesiąc zapłacić ponad 1982 zł bez względu, czy coś zarobił czy nie. Przy takim systemie przedsiębiorca może wpaść w spiralę zadłużenia. Nie ma i nie płaci. Musi też z czegoś żyć. Niektórzy mówią, że wtedy ma zamknąć firmę. Tylko że zamknięcie firmy to nie jest tak, jakby się zgasiło światło. To są zobowiązania, kredyty, czynsze, pracownicy. Zresztą każdy przedsiębiorca liczy, że mu się uda, i ciągnie dalej działalność. Mimo że nie zarabia, musi płacić tę comiesięczną składkę, co prowadzi do tego, że się zadłuża. W 2013 r. rząd PO-PSL zauważył problem zadłużenia przedsiębiorców za ich własne składki i przeprowadził abolicję. Darował długi. Minęło 10 lat i znowu mamy 210 tys. przedsiębiorców windykowanych przez ZUS. Zadłużonych jest jeszcze więcej. Czyli 210 tys. rodzin zniknęło z oficjalnego obiegu i próbują się ratować, zarabiając w szarej strefie. Ten system zawsze będzie produkował zadłużonych. Jeśli nie na dobrowolny ZUS – tak jak jest w Niemczech – to może zmienić ten system na system typu KRUS, ale zmienić trzeba.

Wywiad został opublikowany w 4/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także