Pan Tomasz, który został zwolniony z pracy za cytowanie fragmentów Biblii potępiających homoseksualizm, złożył pozew przeciwko firmie IKEA z pomocą Instytutu na rzecz Kultury Prawnej "Ordo Iuris". To właśnie członkowie Instytutu nagłośnili historię pana Tomasza. Mężczyzna do niedawna pracował w jednym ze sklepów sieci IKEA, zajmując się sprzedażą kuchni i mebli. Pracę stracił kiedy sprzeciwił się zmuszaniu pracowników sklepu do udziału w akcjach promujących ruch LGBT (wszystkim pracownikom udostępniono artykuł "Włączenie LGBT+ jest obowiązkiem każdego z nas"). Argumentując swoje stanowisko, pan Tomasz powołał się na swoją wiarę i cytował fragmenty Starego i Nowego Testamentu, potępiające czyny homoseksualne oraz sianie zgorszenia. Jak relacjonuje Instytut na rzecz Kultury Prawnej "Ordo Iuris", komentarz mężczyzny spotkał się z pozytywną reakcją wielu innych pracowników, ale kilka dni później pan Tomasz został zwolniony z pracy.
Czytaj też:
Jest oświadczenie zwolnionego z IKEA pracownika. "Zostałem poddany niedopuszczalnej presji"
W sprawie p. Tomasza głos zabrał również dr Mateusz Wichary, przewodniczący Rady Kościoła Chrześcijan Baptystów RP, którego tekstu prezentujemy w całości. Jest on napisany z perspektywy biblijnej:
Ignorancja i bibliofobia
W zachodniej Europie brakuje elementarnej znajomości tradycji chrześcijańskiej, w tym Pisma Świętego. W Polsce wciąż jest inaczej. Interakcja ze Świętą Księgą nie poddaje się lewicowej ideologizacji, bowiem tradycyjne i historyczne czytanie i rozumienie tego Tekstu jest wciąż żywe. Wywołuje to niezrozumienie i konflikt, czego ofiarą niestety stał się pan Tomasz, pracownik IKEI.
Motywacje
Zacznijmy od samego wpisu. Autor jasno określa swoje motywacje: „akceptacja i promowanie homoseksualizmu i innych dewiacji to sianie zgorszenia”. W ten sposób wpisuje się w zwykłe, historyczne chrześcijaństwo, niezależnie do tego, czy w wersji prawosławnej, katolickiej, czy protestanckiej. Wszystkie te tradycje określają aktywność homoseksualną jako grzech. Pan Tomasz uważa więc za etycznie niedopuszczalne promowanie zachowania, które uważa za szkodliwe. Podobnie mógłby się zachować w reakcji na Dni Dumnej Zdrady Współmałżonka.
Czy jest to postawa naganna? Czy innymi słowy mamy zgodzić się na zakaz wyrażania moralnej oceny określonych zjawisk społecznych jako szkodliwych? I czy ochrona przez zranieniem osób, które mają zdanie odmienne, jest właściwym uzasadnieniem takiego zakazu? Biorąc za przykład zdradę, oznaczałoby to, że ze względu na cierpienie wykluczenia osób zdradzających małżonków, nie wolno by było nikomu publicznie ocenić negatywnie tego zjawiska. Cóż, to totalitarne zapędy. Odczuwanie cierpienia nie może być granicą dla wolności słowa. Ostatecznie oznaczałoby to zakaz wszelkiej dyskusji o rzeczach ważnych. One przecież, angażując emocje i głębokie przekonania, narażają zawsze jedną ze stron na ból.
I oznaczałoby to również bardzo wybiórczy zakaz dyskusji. Bowiem z konieczności, zakaz taki preferuje tylko jedną z możliwych ocen zjawiska. Chroniąc zdradzających, karzemy zwolenników małżeńskiej wierności za wypowiedzi „zdradofobiczne”. To nie jest żaden ideał wolności, ani raj na ziemi. To absolutna akceptacja jednego, kosztem całkowitego zmuszenia do milczenia drugiego. To roszczenie sobie władzy nad sumieniem drugiego człowieka. Pan Tomasz, niezależnie od tego, jak faktycznie jest, ma prawo jako chrześcijanin uważać promowanie homoseksualizmu za sianie zgorszenia. I żaden zakład pracy nie jest i nigdy nie powinien stać się panem sumienia swych pracowników.
Biblijne passusy
Kolejna sprawa to użyte przez pana Tomasza fragmenty. Pierwszy to ewangeliczne słowa Jezusa (Mt 18,6) o odpowiedzialności za słowa. Jesteśmy odpowiedzialni, mówi Jezus, za nasze rady i zachęty. Jeśli zachęcamy innych do złego, to grzeszymy. Jako chrześcijanin pan Tomasz całkowicie trafnie rozpoznał więc swój obowiązek sprzeciwienia się złu. Jakiemu złu? Tu pojawia się drugi werset, Księga Kapłańska (20,13): „Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, a ich krew spadnie na nich”. To część większego katalogu przepisów, przez przestrzeganie których Naród Wybrany „uświęca się i jest świętym, gdyż Jahwe jest jego Bogiem” (Kpł 20,7).
Czy można ów drugi fragment – jak chcą przedstawiciele Ikei – zaklasyfikować jako nawoływanie do nienawiści? Szczegółowe prawa Starego Testamentu nigdy w teologii chrześcijańskiej nie były stosowane wprost. Są jednak wyraźną wskazówką moralnej oceny zjawiska, czy postawy. O tym coś trzeba wiedzieć. Trzeba rozumieć, że sama Biblia została napisana na przestrzeni ponad tysiąclecia i wymaga od czytelnika pewnej wrażliwości na wewnętrzny rozwój jej wątków i tematów. Nowy Testament opierając się na Starym interpretuje jego zapisy w świetle dzieła i nauczania Jezusa Chrystusa. W Nowym nie ma szczegółowych przepisów prawnych z prostego powodu – kościół nie miał takiego wpływu, a więc i potrzeby. Co oczywiście nie oznacza, że nie ma w nim etyki. Przeciwnie, jest bardzo wiele. Jednak zasady Nowego Testamentu są raczej zasadami wewnętrznymi prześladowanej mniejszości, która chce zachować wierność swemu zmartwychwstałemu Panu, niezależnie od okoliczności. W związku z tym ocenia określone zachowania jako wzorcowe, inne jako dopuszczalne, a jeszcze inne jako wykluczające poza społeczność. Warto tutaj dla porządku wspomnieć, że Apostoł Paweł mówi o „mężołożnikach”, że Królestwa Bożego nie odziedziczą (1Kor 6,10).
Pan Tomasz założył więc pewną biblijną, elementarną świadomość. Wskazał fragment, który uczy, że homoseksualizm jest grzechem oraz fragment, który ostrzega przed zachęcaniem do grzechu. I zupełnie słusznie, jako chrześcijanin, spełnił swój obowiązek wobec pracodawców ostrzeżenia ich, by nie zachęcali do złego. Czego innego można się po chrześcijaninie spodziewać? Wydaje się dziwne raczej to, że podobnej postawy nie prezentowały tysiące innych chrześcijan w analogicznych sytuacjach. Co odpowiedzą swemu Panu, gdy ich o to zapyta?
Natomiast ze strony koncernu Ikea mamy do czynienia z dwiema innymi postawami. Pierwszą jest religijna ignorancja. Moim zdaniem zawiniona. Być może w Szwecji nikt nie przejmuje się tradycyjną, chrześcijańską etyką. Właściciele powinni jednak zwrócić uwagę na fakt, iż Polska jest Polską, a nie Szwecją, i lepiej się przygotować do służenia naszemu społeczeństwu. Powinni być wrażliwsi kulturowo, w tym i religijnie. Drugą jest bibliofobia, czyli alergia na Biblię i niechęć dla zrozumienia jej przesłania. Nie wymagam od nikogo wiary w Chrystusa, czy Biblię. Ale wymagam i mam do tego prawo, szacunku dla moich przekonań i elementarnej uczciwości względem źródeł mojej wiary, tym bardziej, że jest również w dużej mierze źródłem kultury mojego kraju. Chrześcijaństwo jest obecnie najbardziej prześladowaną religia na świecie. Nie powinno tak jednak dziać się w Polsce.
Pastor dr Mateusz Wichary – przewodniczący Rady Kościoła Chrześcijan Baptystów RP