Art 7 konstytucji mówi o zasadzie legalizmu, czyli że władze muszą trzymać się granic prawa, nie mogą sobie arbitralnie przyznawać nowych kompetencji. – W pewnym sensie jest to odwrotność tego, co wolno obywatelom. Obywatel może wszystko, czego nie zakazuje mu prawo – mówił sędzia.
Sędzia podkreślił, że w przypadku subwencji dla PiS organy państwa nie mają pola manewru i powinny podporządkować się prawu. – PKW nie może oceniać czy sędziowie są prawidłowo wybrani, czy są niezwiśli itd. Ona musi robić to, na co jej pozwalają przepisy – tłumaczył. Tak samo sytuacja wygląda z ministrem finansów.
Kiedy zaczął się chaos?
Kiedy zaczął się spór o prawny w Polsce niszczący życie publiczne? Gość kanału Do Rzeczy ocenia, że praprzyczyną jest rok 2015 i wojna o Trybunał Konstytucyjny. Była to m.in. próba wybrania "dodatkowych", niejako "na zapas" sędziów do Trybunału Konstytucyjnego przez Platformę Obywatelską.
– TK Andrzeja Rzeplińskiego nie zajął się tym, czy ustawodawca mógł ręcznie pokierować sposobem wyboru pięciorga sędziów, tylko ocenił, czy w tych okolicznościach mogło to nastąpić. Ocenił fakty, a nie prawo – mówił sędzia.
Jak tłumaczył dalej, część polityków i prawników zaczęła wtedy kwestionować orzeczenia TK, uznając nieprawidłowość wyboru sędziów TK przez kolejny Sejm, gdzie miał większość już PiS. To z kolei spowodowało efekt domina – zaczęto kwestionować skład KRS czy inne przepisy.
– To pokazuje łańcuch zależności. Ustrój państwa to jest system naczyń połączonych. Nie możemy wyjąć jednej cegiełki, bo wtedy cała budowla zaczyna się sypać. Ta budowla przy odrzuceniu podstawowych założeń systemowych, z zasadą legalizmu na czele, ta budowla się sypie – mówił sędzia Zaradkiewicz.
Anarchia w Polsce
Sędzia tłumaczył, że w konstytucji nie ma żadnego przepisu, który uprawniałby rząd czy marszałka Sejmu do oceny czy sędziowie TK są prawidłowo wybrani. – Bez podstawy prawnej nie można tego czynić – mówił. – Sądom też tego nie wolno robić, bo podlegają tym samym zasadom – stwierdził gość "Do Rzeczy".
W jego opinii termin "neo-sędzia", którym posługują się politycy PO oraz media sprzyjające rządowi, to jedynie neologizm, który ma stygmatyzować konkretne osoby, podczas gdy w rzeczywistości nie ma żadnego podziału na "sędziów prawdziwych" i "neo-sędziów". – Konstytucja nie różnicuje, wracamy znowu do zasady legalizmu. Skoro sędzia dysponuje powołaniem prezydenta to jest sędzią – podkreślił.
Czytaj też:
Prof. Zoll: Minister finansów wybrał bardzo dobry krok. To PKW narobiła problemówCzytaj też:
"Rżnie głupa". Fala komentarzy po decyzji ministra finansów